Zimowe buty męskie to wbrew pozorom świetna stylizacja nie tylko na miesiące zimowe czy jesienne. Dzięki swojej uniwersalności buty zimowe męskie mogą znakomicie komponować się również ze stylizacjami wiosennymi a-przy odpowiednim wyczuciu i zachowaniu umiaru – nawet ze strojem letnim.
Zimowe buty męskie, propozycja nie tylko na zimę
Standardowo buty zimowe dla mężczyzn będą oznaczać przede wszystkim wysokie trzewiki. Jest to podyktowane nie tylko względami stricte estetycznymi, ale po prostu wymaganiami, jakie przed obuwiem stawiają zimniejsze pory roku. Chociażby na ulicach Madrytu czy Lizbony zimą bez problemu spotkamy na ulicach mężczyzn ubranych w krótkie buty. Warunki charakterystyczne dla naszej szerokości geograficznej są jednak odmienne: deszcz, niskie temperatury, zalegające na ulicach kałuże a niekiedy nawet śnieg- to wszystko powoduje, że obuwie zimowe męskie za kostkę jawi się jako po prostu naturalny wybór na tę porę roku.
Warto jednak pamiętać, że buty zimowe męskie za kostkę występują w wielu, naprawdę różniących się pomiędzy sobą wariantach. Nawet klasyczne trzewiki, które wydają się opcją typowo „zimową”, mogą być umiejętnie wkomponowane w stylizację letnią lub wiosenną. Pewnym punktem orientacyjnym mogą w tym zakresie tzw. kowbojki, czyli również typowe buty dla mężczyzn, jakkolwiek cechą akurat tego rodzaju obuwia nie są akcenty klasycznej elegancji. Jak jednak wiadomo, kowbojki nosi się bez względu na porę roku: wysokie, mocne buty znakomicie pasują do podwiniętych jasnych jeansów i niektórych koszul.
Naturalnie, trzewiki odznaczają się odmiennymi walorami estetycznymi, niż typowe kowbojki. Wkomponowanie ich w stylizację inną, niż zimowa lub jesienna, będzie wymagać odrobiny wysiłku. Jest to jednak jak najbardziej możliwe. Przykład? Oczywiście Daniel Craig. Słynny aktor jest znany ze swojej skłonności do noszenia właśnie trzewików. Co więcej, przeglądając różne stylizacje odtwórcy roli Jamesa Bonda bez problemu zauważymy, że trzewiki skórzane kapitalnie wręcz komponują się zarówno z zestawem jeansy plus koszula, jak też nawet z garniturami.
Kolejny ciekawy fakt to informacja, iż Daniel Craig mierzy 178 cm. Przy tym wzroście wysokie buty za kostkę wykazują oczywiście jeszcze jedną, również istotną zaletę: dodają 2 lub 3 centymetry a dodatkowo optycznie wydłużają nogi, przez co sylwetka wyraźnie nabiera smukłości.
Czy noszenie trzewików wiosną lub latem jest wygodne?
Co zrozumiałe, w cieplejsze pory roku mamy naturalną tendencję do tego, aby wybierać raczej lekkie obuwie. Wielu mężczyzn rezygnuje nawet z rozważenia butów za kostkę właśnie z obawy przed nadmiernym forsowaniem nóg. A jaka jest prawda? Tak samo jak prawie zawsze, również w tym wypadku wszystko będzie zależeć po prostu od jakości obuwia.
Przede wszystkim, buty męskie wysokie wcale nie muszą być ciężkie. Pamiętajmy, że istnieje naprawdę ogromna różnica pomiędzy obuwiem z wyższej półki a butami z sieciówek.
Po drugie, trzewiki zimowe męskie niekoniecznie muszą być wykonane ze skóry licowej. Inna – również bardzo ciekawa opcja b- to lekka podeszwa oraz zamsz. Co więcej, trzewiki z zamszu będą co do zasady odznaczać wyraźnie mniej formalnym stylem, niż buty zimowe męskie skórzane. Może to więc stanowić istotną zaletę dla tych mężczyzn, którzy jeszcze nie do końca ufają swojemu wyczuciu i np. nie chcą ryzykować wyraźnie ekstrawaganckich stylizacji a la Daniel Craig. Buty za kostkę z zamszu same z siebie będą bardzo dobrze komponować się z jeansami, zwłaszcza jasnymi a także koszulą (raczej z podwiniętymi rękawami) lub białymi, nieco bardziej obszernymi koszulkami.
Czy buty za kostkę w upały to na pewno dobry pomysł?
Kolejna ważna kwestia a zarazem wątpliwość wielu mężczyzn dotyczy tego, czy buty zimowe męskie skórzane noszone latem nie będą np. nadmiernie grzać stopy lub spowodować wzmożonego wydzielania potu. W tym miejscu kolejny raz należy powrócić do tego, o czym była mowa już wcześniej a mianowicie: jakości obuwia.
Nadal bardzo często pojęcie o właściwościach poszczególnych rodzajów butów męskich wyrabiamy sobie bowiem na bazie tego, co oferują sieciówki. Gdzie tkwi błąd? Otóż buty zimowe męskie pośledniej jakości praktycznie zawsze oznaczają gorszy materiał. W takich warunkach stopa faktycznie może się niemiłosiernie wręcz pocić. Tym bardziej, że nadal bardzo częstą praktyką jest wypełnianie butów za kostkę grubymi warstwami ocieplenia ze sztucznych materiałów. Tak skonstruowane buty za kostkę po prostu muszą męczyć stopę, nie ma innej możliwości.
Zupełnie inaczej przedstawia się jednak sytuacja wówczas, kiedy trzewiki prezentują odpowiednio wysoki standard. Dobra skóra nie generuje nadmiernego ocieplania stopy. W trzewikach dobrej jakości nie znajdziemy również żadnych zbędnych „dociepleń”. Konkluzja? O ile tyle tylko buty za kostkę prezentują odpowiednią jakość, ich noszenie wiosną a nawet latem nie będzie nam przysparzać żadnych problemów.
Jak rozciągnąć buty, czyli sprawdzone i bezpieczne sposoby
Jeden z częściej pojawiających się a zarazem bardziej dokuczliwych problemów po zakupie nowego obuwia to niedopasowanie rozmiaru buta do rozmiaru naszej stopy. Kłopot nie musi jednak wynikać z faktu, iż nabyliśmy np. buty w zbyt małym rozmiarze. Buty skórzane po same z siebie na początku mogą uciskać stopę, co stanowi celowy zabieg producentów. Dopiero po pewnym czasie skóra zaczyna dopasowywać się do stopy, przez co problem znika samoistnie. Tym niemniej, proces ten można umiejętnie przyspieszyć. Co więcej, mamy do dyspozycji więcej niż jedną sprawdzoną metodę na to, jak rozbić buty.
Przyjrzyjmy się tej kwestii nieco dokładniej biorąc „na warsztat” różne sposoby na to, jak rozciągnąć buty.
Zbyt ciasne buty: co z tym zrobić?
Na samym początku należy zaznaczyć, że wiele będzie tutaj zależeć po prostu od rodzaju oraz jakości wybranego przez nas obuwia. Modele lepszych marek niemal zawsze na początku sprawiają wrażenie zbyt ciasnych. Jak wspomniano, jest to zabieg celowy. Buty z czasem zaczną coraz lepiej przylegać do stopy, aż w końcu dopasują się do niej wręcz idealnie. Takie podejście producentów jest jak najbardziej zasadne.
Dlaczego? Samo dobranie rozmiaru butów do rozmiaru stopy to jeszcze nie wszystko. Każda męska stopa jest bowiem tak naprawdę nieco inna. Różnice mogą dotyczyć szerokości, rozmiaru podbicia czy śródstopia a więc palców.
Zdecydowanie najlepsza odpowiedź na pytanie pt. jak rozciągnąć skórzane buty brzmi: chodzić w nich przez odpowiednio długi czas.
Czy jest to rozwiązanie komfortowe? Niestety nie. Należy nastawić się na to, że przez pierwsze kilka tygodni buty będą zbyt ściśle przylegać do stopy a niekiedy nawet ją obcierać. Cierpienie jest jednak jak najbardziej warte stawki, ponieważ w rezultacie otrzymamy parę markowych butów o rozmiarze doskonale dopasowanym do naszych stóp, co oznacza naprawdę świetny efekt estetyczny a także komfort użytkowania.
Bez wątpienia przydadzą się nam jednak pewne dodatkowe „pomoce”.
Wiemy już bowiem, jak rozszerzyć buty. Kolejne pytanie brzmi: co zrobić, aby ten proces był możliwie jak najmniej nieprzyjemny? Oczywiście warto będzie korzystać ze specjalnych plastrów, zwłaszcza jeżeli buty obcierają piętę. Następna opcja to użytkowanie przez pewien czas nieco grubszych skarpet. W ten sposób ewentualne ocieranie czy pilenie będzie naturalnie „amortyzowane” właśnie przez skarpetki.
Istnieją jednak ponadto także nieco bardziej specjalistyczne sposoby na to, jak rozepchać buty. W tym miejscu należy jednak zaznaczyć, że nie metody, które zostaną wymienione w dalszej części tekstu nie sprawdzą się we wszystkich możliwych przypadkach.
Poszerzanie butów przy użyciu prawidła
Jak przebiega ten proces? Ciasne buty uzyskują „wkład” w postaci prawidła, które jest owinięte w bawełnianą szmatkę lub frotową skarpetę. Skarpeta powinna być delikatnie nawilżona w tych partiach, gdzie but jest zbyt ciasny. Buty w tym stanie zostawia się na noc. Przez te kilkanaście godzin wilgoć sprawia, że skóra w określonych miejscach staje się bardziej miękka i elastyczna. Potem wystarczy już tylko założyć poszerzone w ten sposób buty, aby jak najszybciej dopasowały się one do stopy w celu utrwalenia efektu.
Jak jednak wspominano, ta metoda nie zadziała we wszystkich wypadkach. Przede wszystkim nie jest to szczególnie efektywna metoda na to, jak rozciągnąć buty w palcach. Po drugie, ten zabieg przyniesie spodziewane rezultaty tylko i wyłącznie wówczas, kiedy rozmiar butów jest odpowiednio dobrany do wielkości naszej stopy. Innymi słowy nie ma co liczyć na to, że użycie prawidła zadziała na przykład na obuwie, które jest o 2 rozmiary za małe. Nie bez znaczenia jest tutaj także jakość skóry. Dobra skóra cielęca z zasady cechuje się wysoką elastycznością, przez co buty z niej wykonane znacznie łatwiej dopasować do stopy. W przypadku natomiast tańszego obuwia z sieciówek efekt może być daleki od zamierzonego.
Sposób nr 2, czyli poszerzanie (rozciąganie) obuwia na kopycie szewskim
O ile rozciąganie butów na prawidle od biedy może zostać wykonane we własnym zakresie, o tyle już rozciąganie butów na kopycie szewskim z konieczności wymaga wizyty w wyspecjalizowanym warsztacie szewskim.
Niektóre warsztaty szewskie np. serwis sklepu Klasyczne Buty pracują nie tylko stacjonarnie, ale można do nich przysłać obuwie.
Warto przy tym wspomnieć, że rozbijanie butów na kopycie szewskim jest metodą wysoce efektywną, która pozwala na poszerzenie obuwia praktycznie w każdej partii, w tym nawet śródstopiu. W przypadku wysokiej jakości maszyn możliwe będzie nawet wydłużenie butów, aczkolwiek akurat w tym aspekcie możliwości są dosyć ograniczone.
W tym miejscu czytelnikowi należy się jednak kilka istotnych uwag. Przede wszystkim finalny efekt rozbijania butów na kopycie szewskim w ogromnej wręcz mierze będzie uzależniony od jakości obuwia. Powinny to być dobre, markowe buty wykonane ze jakościowej skóry a także wyposażone w solidne i mocne szycia. Nie zaleca się stosowania kopyta szewskiego w przypadku butów, które nie są szyte, lecz klejone.
W tym wypadku niestety często zdarza się, że finalnym rezultatem jest zniszczenie obuwia. Zakłady szewskie co prawda oferują takie usługi, jednak rozbijanie butów klejonych zawsze będzie odbywać się na ryzyka klienta.
Oczywiście, przed wyborem zakładu, w którym ma dojść do poszerzenia naszych butów na kopycie szewskim, dobrze będzie zasięgnąć dodatkowych informacji. Przede wszystkim należy sprawdzić, czy dany zakład dysponuje naprawdę nowoczesnym sprzętem a także posiada odpowiednie doświadczenie w zakresie poszerzania butów.
Czy warto się elegancko ubierać w domu?
Czy warto się elegancko ubierać w domu?
To pytanie zadał mi dziennikarz przygotowujący się do artykułu o home wear. Brzmiało ono w części tak „Jak w tym przypadku można połączyć domową wygodę z elegancją? Czy warto Pana zdaniem w ogóle ją wprowadzić, skoro w domu widzą nas zazwyczaj tylko domownicy?”.
Przyznam, że zdumiało mnie ono tak bardzo, że postanowiliśmy napisać nie tylko krótką odpowiedź ale cały artykuł.
Pytanie to można bowiem zadać inaczej, mianowicie dla kogo się ubieramy? Dla siebie czy dla innych? Tak samo można zapytać, czy zasady savoir vivre podczas jedzenia stosujemy wyłącznie w restauracji, a w domu gdy nas nie widzi nikt obcy to jemy jak prosięta? Jest w końcu cos takiego jak kultura osobista, której strój czy zachowanie przy stole jest częścią składową, którą się albo ma albo jej nie ma, niezależnie od tego czy ktoś na nas patrzy czy nie. Przyznam, że o mężczyznach, którzy starają się elegancko ubierać i kulturalnie zachowywać wyłącznie w towarzystwie obcych osób, a w obecności żony i pozostałych domowników uważają, że mogą zapomnieć o zasadach savoir vivre nie mam najlepszego zdania. Wręcz przeciwnie moim zdaniem, to właśnie wobec bliskich mi osób powinienem zachowywać się nienagannie, bo przecież to oni są dla mnie najważniejsi.
Moja ulubiona marka produkująca zegarki – Longines ma motto, które jest mi bardzo bliskie „elegance is attitude” – elegancja to nawyk. Tak jak nawykiem jest trzymanie noża w prawym ręku i widelca w lewym, mówienie dzień dobry i do widzenia gdy wchodzę lub wychodzę z jakiegoś pomieszczenia. Jeżeli savoir vivre, w tym elegancja jest naszym nawykiem, przestajemy zwracać na to uwagę – jesteśmy eleganccy zawsze – dla siebie samych, ponieważ zachowując się niestosownie czy ubierając niedbale, po prostu źle się czujemy. Tak więc czy warto ubierać się elegancko w domu – oczywiście, o ile jest to możliwe. Jeżeli pracujemy w ogródku czy naprawiamy kran to zakładamy rzeczy stosowne do tej pracy, jednak podczas chociażby jedzenia posiłków milej jest nie tylko nam ale i domownikom gdy jesteśmy dobrze ubrani.
Inną sprawą jest ubiór w pracy, nawet gdy jest ona wykonywana w domu. Prowadzę działalność gospodarczą, a to oznacza, że pracuję znacznie więcej niż tylko osiem godzin. Bardzo często odbywam telekonferencje i telefoniczne rozmowy biznesowe w domu, również pracuję przy komputerze w warunkach domowych. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym to robić na przykład w szlafroku. Jak już wielokrotnie wspominałem nasz strój świadczy o naszym szacunku do rozmówcy. Fakt, że nie może on mnie zobaczyć nie ma znaczenia. Ponadto elegancki ubiór dodaje pewności siebie, którą osoba po drugiej stronie wyczuje w naszym głosie. Wreszcie po prostu przyjemniej jest być elegancko ubranym, niż paradowanie w niedbałym stroju, w końcu elegance is attitude.
W jaki sposób ubierać się w domu by nie rezygnować ani z wygody, ani z elegancji. Przyznam, że nawet ja uważam, że siadanie do kolacji we fraku lub czytanie książki w smokingu to jednak lekka przesada Zdecydowanie postawiłbym na naturalne tkaniny czyli bawełnę, len i cienką wełnę z dodatkami bawełny i jedwabiu (dzięki nim wełna mniej się mnie). Przyznam jednak, że dla mnie idealnymi tkaninami do noszenia w domu są wełna merynosów i bawełna. Wełna merino ma wspaniałe właściwości higeniczne, nie chłonie potu, zapewnia komfort termiczny, jest ciepła w chłodne dni i odwrotnie, izoluje termicznie w gorące. Ponieważ dodatkowo mniej się mnie, stanowi idealną tkaninę do noszeni w domu. Jej przeciwieństwem jest bawełna, która świetnie chłonie wilgoć, jest elastyczna i dopasowuje się do ciała. Jeśli jest wysokiej jakości również zapewnia swobodę ruchów zwłaszcza jeśli jest to bawełna Jersey, która jest lekka i przyjemna w dotyku i dobrze dopasowuje się do sylwetki. Dzięki luźnemu splotowi Jersey zapewnia komfort nawet w upalne dni.
Konkretny ubiór zależy od pory roku, a przede wszystkim jaką temperaturę lubimy mieć w domu. W przypadku spodni dobrym rozwiązanie są chino lub jeansy, które jeśli są uszyte z miękkiej tkaniny zapewniają duży komfort. Spodnie idealne do noszenia w domu łączące komfort dresu z elegancją formalnego kroju i materiału to joggersy, czyli spodnie z dzianiny ze ściągaczem u góry w pasie i na dole nogawki, styliści proponują łączyć je z marynarkami. Nieco innymi spodniami są eleganckie spodnie w kant ale z górą wykończoną jak w dresie czyli z elastycznym sznurkiem. Zapewniają one dużą wygodę dając jednocześnie poczucie elegancji, uważam że to świetny mezalians elegancji i swobody, znakomity do noszenia w domu i na mniej formalne okazje. Do spodni zakładam koszulę z Jersey zapewniającą swobodę ruchów tub t-shirt z dobrej bawełny. Ponieważ jesienią i zimą lubię, gdy temperatura w domu nie przekracza 20 stopni często noszę kardigan z wełny merino lub sweter w serek z podobnej tkaniny. Dzięki temu gdy wychodzę na chwilę na taras nie muszę zakładać płaszcza
Poniżej stylizacja właśnie z takimi spodniami niemieckiej marki Hilt, zestawiona z koszulą z przewiewnego splotu Emanuel Berg. Świetny zestaw domowy do home office. Całość do kupienia w sklepie www.klasycznebuty.pl
Buty – w serialu rodzinka.pl dorośli domownicy biegają po domu w czarnych oxfordach, a pani domu w wysokich szpilkach. Ja jednak postawiłbym na coś nieco bardziej powszedniego i proponuję, driving mocks, loafersy z zamszu szyte metodą blake i espadryle. Celowo preferuję buty wsuwane, ponieważ łatwo je zdjąć i założyć, a jestem zdecydowanym zwolennikiem zmiany obuwia na domowe gdy wchodzę do mieszkania (i odwrotnie). Nie oznacza to jednak, że od razu powinienem rezygnować choćby z częściowej elegancji na rzecz totalnej wygody.
Pamiętajmy także, że dom nie zawsze jest naszą prywatną enklawą. Zdarza się, że przyjmujemy gości i chociaż w obecnych czasach telefonów komórkowych niezapowiedziane wizyty są rzadkością to również mogą się zdarzyć. Czasami też my składamy wizytę sąsiadom. Wczoraj miałem dylemat jakie buty założyć. Sąsiedzi (dwa domy dalej) zaprosili nas na kawę. Ponieważ są to nasi dobrzy znajomi chciałem się ubrać luźno ale oczywiście elegancko. Upał był okropny więc włożyłem bawełniane szorty, przewiewną koszulę i największy kłopot miałem z butami. Nie chciałem iść w ogrodowych klapkach czy japonkach bo nie za bardzo pasowały do reszty stroju i źle się czuję w takich butach jeśli nie jestem na plaży, czy nie korzystam z basenu. Nie za bardzo chciało mi się wchodzić na górę do garderoby po stopki i loafersy, a ponadto uznałem, że na taką bardzo swobodna wizytę mogłyby się wydać gospodarzą trochę za oficjalne. Idealne byłyby skórzane sandały ale oczywiście szewc chodzi boso więc i ja ich nie posiadałem. Ostatecznie wybór padł na sneakersy ale niestety musiałem ruszyć się na górę i ubrać stopki. To jest kolejny powód dla którego warto mieć kilka modeli casualowego obuwia w domu. Czasami nawet loafers może wydać się za elegancki, gdy odwiedzają nas dobrzy znajomi ze swobodną wizytą, a jednocześnie ciągle nie warto rezygnować z fajnego wyglądu na rzecz crocsów. Poniżej sandały Partigiani dostępne w KlasyczneButy.pl i stylizacja z nimi akurat na gorące dni lata.
I ostatnia stylizacja bardziej już jesienna. Jej ozdobą są jeansy ekskluzywnej marki MMX uszyte z bardzo delikatnego denimu dzięki czemu są niezwykle wygodne. Rozpinany sweter z wełny merino od Andrea Fenzi zapewnia komfort i swobodę, można go zapiąć jeśli wychodzimy na chwilę na dwór lub mieć rozpięty w domu (ja akurat lubię temperaturę 19-20 stopni). Do kolejnych loafersów marki Berwick wybrałem skarpety legendarnej, angielskiej marki Pantherella – z wełny merino, kto raz je ubierze nie będzie chciał nosić nic innego. Kolejna nieformalna koszula Emanuel Berg wieńczy całość. Zestaw ten, zwłaszcza jesienią i zimą jest bardzo uniwersalny, zapewnia komfort i elegancję i pozwala na wypicie kawy na tarasie czy balkonie w słoneczne dni bez potrzeby przebierania (chyba, że butów:). Wygląda stylowo, jest komfortowy – czego chcieć więcej.
Inną, chociaż trochę łączącą się z powyższą jest kwestia jak wyglądać fajnie będąc, na przykład, na wakacjach. Wynalazkiem ostatnich lat jest jakieś koszmarne połączenie sandałów z półbutami. Kiedyś podobnego rodzaju obuwia używało się do chodzenia po rafach koralowych, obecnie z całkowicie niezrozumiałych dla mnie powodów mężczyźni noszą je na co dzień. W dodatku nie mając pojęcia jaka jest geneza tego obuwia, często traktują je jako rodzaj półbuta i zakładają do nich skarpetki. Efekt jest tragiczny po prostu. Zestawienie to jest tak popularne, że podczas mojej ostatniej wizyty w Warszawie ilość mężczyzn noszących ten zestaw do niemal wszystkiego, od krótkich, sportowych szortów po długie półformalne spodnie mnie przytłoczyła. Połączenie tych elementów wygląda tak:
A można na przykład tak:
W tym stroju pojechałem o 5 rano do Warszawy i wróciłem do Gdańska o 21, licznik wystukał mi 25 tysięcy kroków, a termometr wskazywał 25 stopni. Byłem na urlopie, więc całkowicie prywatnie. Na nogach miałem zamszowe Desert Boots legendarnej angielskiej marki Barker, a więc buty do kostki, zwykłą bawełnianą koszulkę polo i letnie, bawełniane chino marki Hiltl. Nie umarłem z przegrzania, nogi mnie nie bolały, słowem komfortowo spędziłem intensywny, letni, urlopowy dzień. Uwieźcie mi sandały, skarpetki i krótkie spodenki to wcale nie jest idealny zestaw letni. Można pogodzić wygodę ze schludnym wyglądem tak na wakacjach jak i w domu.
Jaki zegarek wybrać?
Jaki zegarek wybrać?
Zegarek to jedyny element biżuterii, który powinien nosić mężczyzna, a w każdym razie z którym mężczyzna wygląda dobrze. To także bardzo wymierny element prestiżu oraz luksusu. Mało osób jest w stanie na pierwszy rzut oka rozpoznać, że nosimy spodnie uszyte z wełny Loro Piana, buty od Borgioli Fratelli czy marynarkę Brunello Cucinelli. Natomiast Rolexa na przegubie zauważy i rozpozna niemal każdy. Stąd ten mały dodatek do męskiej garderoby ma ogromne znaczenie. Bądźmy też szczerzy – to zdecydowanie najkosztowniejszy element naszej stylizacji. Znacznie bardziej kosztowny niż nawet najdroższy garnitur czy buty. Ultra luksusowy płaszcz z wikunii w salonie Loro Piana w Mediolanie kosztuje sto tysięcy Euro, gdy tymczasem najdroższe zegarki znacznie przekraczają milion euro. Na blogach modowych pojawia się wiele rankingów i poradników, w stylu „10 najpiękniejszych zegarków do 1000 złotych czy nawet 500 złotych”. Biorąc pod uwagę ilości modeli i ceny zegarków zestawienia te mają mniej więcej taki sam sens, jak robienie rankingu najładniejszych t-shirtów w cenie do 10 złotych. Nie twierdzę od razu, że należy kupować Omegę Seamastra czy Hublota za kilkadziesiąt tysięcy, jednak dobry jakościowo, świetnie wyglądający czasomierz nie może kosztować 500 czy 600 złotych, tak jak za 10 złotych raczej nie kupimy dobrego t-shirtu (chociaż jak ostatnio się okazało i za 200 złotych można kupić podkoszulek warty nawet mniej). Pomijam już fakt, że słowo najładniejszy jest czysto subiektywne. Oczywiście znam osoby, które stwierdzą, że wydawanie więcej niż 1000 złotych na zegarek to dla nich bezsensowny wydatek. Odpowiem im – to nie kupujcie go wcale, współcześnie czasomierz wcale nie służy do…mierzenia czasu. O wiele lepiej robią to chociażby telefony komórkowe, czy smart bandy. Zegarek to symbol prestiżu, elegancki dodatek do stylizacji. Warto na niego wydać więcej, między innymi dlatego, że jest to jednorazowy wydatek, dobry chronograf posłuży nam, w sumie to do końca życia, a w dodatku będzie naprawdę wartościowym i pięknym przedmiotem, który można przekazać w spadku. Dobry zegarek to też dobra inwestycja. Posłużę się swoim przykładem, Longines diver Legend – zegarek wydany na cześć Jacquesa Cousteau, który z tym modelem zszedł na dno Rowu Mariańskiego w dniu reedycji w 2015 roku kosztował około 6,5 tys. złotych, w tej chwili zakup tego modelu to koszt ponad 8 tysięcy złotych. Tymczasem Casio kupiony za 300 złotych po pięciu latach będzie warty może 50 złotych, o ile w ogóle ktokolwiek zechce go kupić. Natomiast rynek używanych luksusowych zegarków jest olbrzymi, a osiągane tam ceny przez unikalne modele, astronomiczne.
Osobiście wyznaję zasadę, że elementy stroju powinny do siebie pasować, nie tylko pod względem dress codu, kolorystyki czy materiałów ale także cenowo. Skoro nosimy drogi i dobry jakościowo garnitur (co niestety nie zawsze idzie w parze) i elegancką aktówkę to po prostu śmiesznie wygląda gdy ubieramy do niego tanie, sieciowe buty i zegarek za 100 złotych. Stylizacja staje się niespójna i zamiast budować zaufanie i prestiż obnaża indolencję noszącego ją w dziedzinie dress codu i zasad nim rządzących. Żeby było ciekawiej w drugą stronę działa to znacznie lepiej, Rolex na ręku prezentuje się zjawiskowo nawet gdy właściciel będzie w kombinezonie roboczym, a świetne, szyte hikery zdadzą egzamin w środku lasu w połączeniu z dresami. Tak to już jest, że są elementy garderoby, które po prostu warto mieć naprawdę dobre i należą do nich buty oraz właśnie zegarek. W tym wypadku proponuję by nie iść na kompromisy, warto oszczędzać 2-3 miesiące dłużej by kupić wymarzony chronograf lub piękne goodyeary. To się po prostu opłaci.
Jaki więc zegarek polecam?
Nie mam zamiaru tworzyć rankingów ani stawiać barier cenowych, bo to w tym akurat wypadku nie ma sensu. Znam studentów, którzy całe wakacje pracowali za granicą by kupić sobie wymarzony czasomierz. Tym którzy wyśmiewają ich podejście odpowiadam, że to na pewno lepszy sposób spędzenia wakacji niż imprezowanie od rana do rana, a zegarek ten będzie służył całe życie. Ja te osoby podziwiam, a zakup świetnego zegarka sprawia, że ich wartość na rynku pracy rośnie. Pokazują, że mają wysokie aspiracje i potrafią ciężko pracować by je spełnić. Jeśli więc marzy Ci się Omega Seamaster za 35 tysięcy i chcesz oszczędzać rok czy dwa by go kupić to zrób to, uważam że warto. Jeśli jednak chciałbyś coś tańszego to również znajdziesz mnóstwo pięknych i dobrych modeli.
Dlaczego w ogóle warto zainwestować w dobry zegarek? Z tych samych powodów dla których warto kupić dobre buty, dopasowaną koszulę czy spodnie. Jest to inwestycja w siebie, w swój wizerunek. Jeśli wypracujemy nawyk eleganckiego ubierania się, noszenia dobrych gatunkowo i pasujących do siebie rzeczy, nasza pewność siebie będzie rosła. Będziemy traktowani poważniej przez naszych partnerów biznesowych, oraz zaczniemy budować nasz pozytywny wizerunek z dnia na dzień. To się po prostu opłaca, oczywiście zwrot z tych inwestycji nie nastąpi natychmiast ale z biegiem czasu będzie olbrzymi. W dodatku to po prostu jest przyjemne kiedy nosimy dobre i ładne rzeczy.
W modzie męskiej wyróżniamy kilka podstawowych stylów – casual, smart casual, styl biznesowy i formalny. To oczywiście uproszczony podział ale idealny dla potrzeb tego wpisu. Spróbuję opisać poszczególne z nich pod kątem dopasowania zegarka do reszty ubioru.
Na początek dwie uwagi. Jeśli zegarek ma skórzany pasek – powinien on być zbliżony kolorystycznie do koloru obuwia i koloru paska od spodni.
Druga – nie kupuj zegarka z logiem marek modowych. Firmy te po prostu nie mają bladego pojęcia o tym jak robić chronografy i jedynym elementem takiego czasomierza, który ma jakąkolwiek wartość jest logo marki, cała reszta to absolutny szmelc nie nadający się do czegokolwiek. Zegarek taki nie ma żadnych walorów prestiżowych, szybko się zepsuje i nie będzie stanowił ozdoby jakiejkolwiek eleganckiej stylizacji, a wręcz odwrotnie. Zegarki, tak jak i buty należy kupować w wyspecjalizowanych do tego sklepach i wyłącznie marek które zajmują się tylko tym.
Jaki zegarek polecam do casualu?
Casual to styl codzienny ale elegancki. Sprawdza się w podróży, na spacerze i na wakacjach. Najbardziej oczywistym zegarkiem w tym wypadku jest rzecz jasna diver. To zegarek o typowo sportowym przeznaczeniu, jak nazwa wskazuje czasomierz dla nurków. Zazwyczaj jego wodoszczelność to minimum 200 metrów. Nie będę ukrywał to moje ulubione zegarki. Zazwyczaj mają masywną budowę, grubą kopertę i dużą średnicę tarczy, co sprawia że świetnie się komponują z typowo casualowymi stylizacjami typu jeansy, sweter i sneakersy. Moim ulubionym diverem jest oczywiście model Omega Seammaster noszony przez najsłynniejszego agenta w historii – Jamesa Bonda. Przepiękne sportowe zegarki sportowe robi również Breitling. Dla osób które uważają, że ten poziom cenowy jest zbyt wysoki polecam model szwajcarskiej marki Longines, której hasło reklamowe „elegance is an attitude” (elegancja to sposób myślenia) jest mi bardzo bliskie, a proste i eleganckie wzory zegarków niezmiernie mi się podobają. Automatyczny diver tej marki można kupić już za cenę około 3,5 tysiąca złotych, co uważam za świetną ofertę przy tej jakości. Dla osób które na divera chcą wydać poniżej 2 tysięcy polecam najnowszego marinera szwajcarskiej marki Atlantic – za cenę 1,7 tys. złotych otrzymujemy elegancki i starannie wykonany chronometr, ze świetnym wnętrzem. Jedyną wadą jest fakt, że to nie automatic tylko model kwarcowy ale przy tej cenie i jakości detali to naprawdę kompromis do przyjęcia. Poniżej dwa zestawy casualowe z zegarkiem Longines HydroConquest typu diver.
Spodnie jeansy MMX Spodnie Chino Hiltl
Sneakersy Barker Loafersy Barker
Kardigan Andrea Fenzi
Pasek Berwick
Krawat typu Knit ze sklepu Klasyczne Buty
Jaki zegarek założyć do smart casualu?
W chwili obecnej to najbardziej popularna stylizacja. W dobie coronawirusa dominacja smart casualu jeszcze bardziej się uwidacznia. Najprawdopodobniej luźniejsze stylizacje na dobre wyprą formalne garnitury i zdominują także obszary dotychczas zarezerwowane dla stylizacji biznesowych. W smart casualu łączymy style sportowy z formalnym. Obowiązkowa w nim jest koszula, mile widziana marynarka. Jeśli chodzi o spodnie mamy wiele możliwości od jeansów przez chino, po eleganckie materiałowe, również wybór obuwia jest ogromny, od brogowanych butów typu derby, przez monki i loafersy po półformalne oxfordy. Smart casual udowadnia, że można wyglądać elegancko bez rezygnowania z wygody i swobody. Dodatki także powinny być dostosowane do ubioru. Dotyczy to oczywiście też zegarka. Jeśli strój zbliża się do casualu (spodnie są jeansowe, a buty to zamszowe monki czy loafersy) wówczas diver będzie znakomitym wyborem. Z kolei jeśli jedynym odejściem od formalnego ubioru jest luźniejszy splot koszuli i zamiast jedwabnego krawatu – wełniany knit, dobrze będzie pasował bardziej elegancki zegarek. Wybór ponownie jest ogromny, dla osób które chcą wydać ponad 10 tys. złotych polecam Tag Heuer Carrera, bardzo uniwersalny czasomierz automatyczny pasujący do wszelkich stylizacji od sportowych po biznesowe. Również Frederique Constance robi świetne zegarki w przystępnych cenach (około 5 tysięcy złotych). Przy budżecie około 2 tys. polecam Tissoty, dobre szwajcarskie chronografy, a za 1,5 tysiąca złotych ponownie Atlantica np. Worldmaster o ciekawej kwadratowej tarczy.
Poniżej stylizacja pierwsza/Stylizacja druga
Koszula Artigiano z luźniejszego splotu/ Koszula Emanuel Berg
Poszetka Klasyczne Buty Marynarka z lnu M.Ceran
Buty Berwick zegarek diver Longines
Zegarek Breitling na kewlarowym pasku
Jaki zegarek pasuje do stylu biznesowego?
Styl biznesowy jest właściwym wszędzie tam gdzie obowiązuje ścisły dress code. Obecnie nie wszystkie korporacje wymagają od pracowników przestrzegania sztywnych zasad dotyczących ubioru. Coraz częściej to smart casual wypiera stylizacje biznesowe. Jednak ważne spotkania i konferencje ciągle wymagają dostosowania się do bardziej formalnego dress codu. Również zegarek powinien mieć mniej sportowy charakter, wspomniany wyżej Tag Heuer Carrera lub Omega Speedmaster są dobrymi przykładami zegarków bardzo uniwersalnych, które będą współgrały ze strojem biznesowym. Chronometrami pasującymi do stylu biznesowego będą zegarki Frederique Constant z serii Classic, które można zakupić w cenie poniżej pięciu tysięcy złotych.
Jaki zegarek do stroju formalnego?
Jeśli jesteś agentem 007 to najlepszym wyborem do smokingu będzie diver. To oczywiście żart jednak należy stwierdzić, że Daniel Craig prezentował się bardzo dobrze w smokingu i z Omegą Seamaster na przegubie. Świadczy to o tym, że dobry zegarek będzie pasował do wielu stylizacji. Jeśli chcemy by zegarek współgrał z formalnym garniturem lub wręcz smokingiem powinniśmy poszukać chronometrów o mniejszej tarczy i cieńszej kopercie, najlepiej na skórzanym, czarnym lub brązowym pasku. Dobrym przykładem zegarka o cienkiej kopercie i stonowanej stylizacji w przystępnej cenie jest np. Longines Presence. Warto zastanowić się nad zegarkiem ze złotą kopertą. Poniżej piękny garniturowiec od Maurice Lacroix.
To tylko przykładowe wybory stworzone na podstawie moich osobistych preferencji i wyborów. Ten artykuł nie ma na celu przekonywania nikogo do Omegi, Breitlinga czy Atlantica. Chciałbym raczej pokazać, że warto zainwestować w zakup dobrego zegarka, będzie on wówczas prawdziwym diamentem nadającym blasku stylizacji. Nie jest to mały wydatek ale za to starczy nam na całe życie. Kupujemy tyle bezsensowych rzeczy, które później wyrzucamy lub leżą nam w szafie, że gdybyśmy zliczyli ile nas kosztowały mogłoby się okazać, że uzbierał by się Audemars Piguet. Czy trzeba mieć kilka zegarków do różnych stylizacji – cóż nie, wystarczy jeden w miarę uniwersalny ale za to dobry. Czy warto mieć kilka – oczywiście że tak, podobnie jak z butami, marynarkami czy koszulami. Na koniec jedno ostrzeżenie, jak już zaczniecie kupować dobre buty czy zegarki to najprawdopodobniej wpadniecie w nałóg i raczej na jednej parze/egzemplarzu się nie skończy, to po prostu uzależnia. Dla pocieszenia powiem, że podobno trzeba mieć jakiś nałóg, a ten jest zdecydowanie najbardziej pożyteczny, najmniej szkodliwy i jak dla mnie, zdecydowanie najprzyjemniejszy.
Poniżej Maurice Lacroix, Frederic Constant oraz Breitling
Breitling Steelfish
Buty na wiosnę
Coraz cieplejsze dni skłaniają do wiosennego przeglądu szafy i zmiany ubrań z zimowych na lżejsze. Podążając tym tropem, podpowiadamy, na jakie obuwie warto postawić w tym sezonie. Zobaczcie nasz subiektywny przegląd butów, które będą udaną inwestycją każdego dżentelmena.
Wiosna na nogach – sneakersy
Sneakersy to perfekcyjne rozwiązanie na co dzień. Lekkie, kolorowe, wygodne a przy tym świetnie wyglądają i pasują niemal do wszystkiego. W ostatnim sezonie projektanci i styliści proponowali nosić je nawet do garnituru. Natomiast kilka lat temu było modne zestawienie garnituru z klasycznymi trampkami. Tym razem jednorzędowe komplety zakładamy ze sportowymi tenisówkami, najlepiej w białym kolorze.
Casual style – loafery i mokasyny
Zamszowe loafery i mokasyny zakładane na bosą stopę to idealne rozwiązanie na lato. Świetnie sprawdzą się w połączeniu z chinosami, koszulkami polo, tworząc niezobowiązujący casualowy look. Dodając do tego marynarkę z lnu, mamy kapitalny zestaw zarówno do pracy jak i podczas wieczornego wyjścia latem na kolację lub drinka.
Klasa przede wszystkim – oxfordy i monki
Wiosna i lato to czas ślubów, wesel i przyjęć. Zgodnie z zasadami dress codu do szafy sięgamy wówczas po rewelacyjnie skrojony i dopasowany do naszej sylwetki garnitur, który będzie wspaniale komponować się eleganckimi oxfordami lub monkami.
W przeszłości brązowe buty były zarezerwowane wyłącznie dla szarego garnituru. Z kolei od kilku sezonów bardzo często zestawia się je z kompletami w różnych odcieniach niebieskiego i granatu. I słusznie, bo takie połączenie tworzy bardzo zgrabną całość. Aczkolwiek, warto przy tym pamiętać, że buty w czarnym kolorze nadadzą naszej stylizacji jeszcze większego sznytu.
Wiosna na rockowo – sztyblety
Wiosną jest przyjemnie zarzucić na ramiona kurtkę skórzaną. Najlepiej zestawić ją z gładką koszulką, dżinsami i obowiązkowo sztybletami na nogach. Gwarantuję, że w kurtce ramonesce, dopasowanych spodniach, sztybletach i z okularami przeciwsłonecznymi na twarzy poczujecie się niczym legendarny James Dean.
Naturalnie każde z wymienionych powyżej rodzajów obuwia możecie komponować z różnymi innymi elementami garderoby jak np. wspomniane monki z ramoneską, sztyblety z marynarką, a mokasyny z dżinsową kataną. Wszystko zależy od Waszego charakteru i stylu. Zatem bawcie się modą i aranżujcie zestawy według własnych upodobań.
Jakub Szymanek
„Nóż w modzie”
Buty jako inwestycja
Wiele razy byłem świadkiem rozmów w sklepie obuwniczym, o opłacalności zakupu droższych butów. Podnoszone były argumenty koloru, jakości skóry, marki i obowiązującej mody. Czy buty droższe są jakościowo lepsze, a dokładniej – czy buty mogą być inwestycją ? Czy powinniśmy patrzeć na buty tylko przez pryzmat kosztu, przymusowego wydatku czy jednak powinniśmy traktować ich zakup jako inwestycję? Pod uwagę weźmiemy klasyczne buty szyte metodą Goodyear Welted, Blake i Blake Rapid.

Na polskim rynku możemy kupić buty szyte metodą goodyear welted w przedziale od 700 zł do 5 000 zł za parę. Do tej ceny należy dodać koszty zakupu tzw. obuwniczego klasycznego kompletu czyli niezbędnych środków pielęgnacyjnych takich jak prawidła, krem, pasta oraz mleczko do gruntownej renowacji – łącznie około 200 zł.
W podanym przedziale cenowym mieszczą się takie marki jak Berwick, Loake, Nord Meka, Patine, TLB Mallorca, Carlos Santos, Barker, Crockett & Jones, Santoni, Partenope Napoli, Borgioli Fratelli oraz usługa szycia na miarę u Pana Buczyńskiego, czy choćby w słynnej w całej Europie warszawskiej pracowni obuwia Jan Kielman. Wybór jest więc naprawdę ogromny.
Od razu na początku dyskusji pojawia się najczęściej obiekcja ceny – jak to możliwe, aby buty, jako jeden z wielu elementów męskiej garderoby, kosztowały tak dużo?

Jak do tej pory nie spotkałem się z kompleksowym ujęciem tego tematu. Myślę więc, że jest czas by się zając tym obszarem. Znawcy tematyki interesujący się klasycznym szewstwem, oraz najbardziej prestiżową metodą szycia obuwia tj. Goodyear Welted, znają odpowiedź na to pytanie. Nie każdy początkujący miłośnik klasycznego obuwia wie, że jego cena, w większości „kryje się” w podeszwie. Szycie jednej pary obuwia metodą pasową składa się często z ponad 100 procesów. Jest to rzemiosło, w którym wszystkie etapy produkcji są wykonywane ręcznie, a jedna para obuwia powstaje w okresie od 4 do nawet 8 tygodni. Stare powiedzenie mówi „czas to pieniądz”. Potrzeba wiele roboczogodzin na jedną parę obuwia, a to kosztuje. Osoby zatrudnione w manufakturach obuwniczych to najczęściej rodziny szewców, których umiejętności przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Pasjonaci dokładnego procesu wytwarzania obuwia pracą ludzkich rąk.

Kluczowym elementem ceny klasycznych butów nie jest skóra. Obuwie wizytowe jest niemalże w takiej samej cenie, jak sztyblety czy wysokie obuwie na zimę na 10-12 rzędów sznurowań. Różnica w cenie to ok. 20%, a przecież na buty zimowe trzeba niejednokrotnie przeznaczyć dwukrotnie więcej skóry. Więc …. powinny kosztować dwa razy więcej. A tak nie jest. Na wyprzedażach w/w manufaktur obuwniczych można „upolować” wysokie trzewiki (Boots) w cenie klasycznego obuwia wizytowego. Tę różnicę w cenie stanowi właśnie podeszwa i jej szyta konstrukcja, czyli elementy odróżniające tzw. zwykłe obuwie od klasycznych butów. Buty w „sieciówkach” i większości sklepów obuwniczych są klejone. I dlatego są w cenie 250 – 400 zł, czyli kilka razy tańsze od najtańszych butów szytych metodą Goodyear Welted. Skóra staję się istotnym elementem ceny dopiero wtedy, kiedy zaczynamy porównywać pomiędzy modelami obuwia szytymi pasowo. W innej cenie będą buty wykonane ze skóry bydlęcej, cielęcej, Shell Cordovan-u czy skór egzotycznych. Ale każdy model takiego klasycznego obuwia oparty jest o, drogą w procesie produkcji, podeszwę. Drogą, bardzo trwałą, o nieocenionych walorach zdrowotnych. Skóra jest materiałem naturalnym, w pełni oddychającym. Podeszwa w klasycznym obuwiu składa się z dwóch warstw skóry: podeszwy zewnętrznej, która ma kontakt z podłożem oraz podpodeszwy wewnątrz buta. Pomiędzy obie warstwy jest wylewany ciepły zmielony korek. Latem korek ma walory odprowadzania nadmiernej ilości potu, a zimą jest doskonałym materiałem izolacyjnym. Zauważcie, że buty zimowe, ocieplane w środku tzw. „misiem”, są klejone. Buty szyte nie potrzebują wewnętrznego ocieplenia, ponieważ zimno do stopy dostaję się wyłącznie od podłoża tzn. od podeszwy.
Drugą niepowtarzalną zaletą podeszwy w obuwiu szytym pasowo jest możliwość jej wielokrotnej wymiany. To właśnie dlatego metodę Goodyear Welted określa się mianem prestiżowej. W tym miejscu upadają wszystkie mity i obiekcje dotyczące tego segmentu obuwia. Podeszwa skórzana powinna wytrzymać 5-7 lat. Jeśli będzie po indywidualnym ułożeniu pod stopę właściciela podzelowana w renomowanym zakładzie szewskim, nawet 12~15 lat. Zatem trzykrotna wymiana podeszwy, wydłuża żywotność jednej pary butów do 30 lat. A jeśli zaczniesz traktować obuwie jako inwestycję i zakupisz 3-4 pary i będziesz o nie dbał, posłużą Ci całe życie zawodowe i wkroczysz w nich z ogromną satysfakcją w wiek emerytalny… używając ich dalej na spacery z wnuczką po parku! Zaskoczony ? Niemożliwe, a jednak prawdziwe. Po kilku latach cholewka jest już tak miękka, że w butach chodzi się jak w kapciach. Po długim okresie przyjmowania kremu i dobrych obuwniczych kosmetyków cholewka jest jak „druga skóra”. Tak samo jak nasz ulubiony portfel, którego nie chcemy zmieniać nawet po wielu latach używania, czy skórzana kurtka kupiona jeszcze przed założeniem rodziny, zakładana na wywiadówki swoich dzieci w podstawówce. Sceptykom takiego podejścia poddam pod rozwagę inny bardzo życiowy przykład. Myślę, że wiele osób zauważyło, że zmiana wody spowodowana zmianą miejsca zamieszkania lub częstymi podróżami, nadmierne tempo życia i częste wizyty na stacji benzynowej, gdzie mamy do czynienia z mydłem w pianie, które z mydłem ma niewiele wspólnego, bardzo wysusza skórę. Naturalnym odruchem człowieka jest używanie balsamów i różnego rodzaju kremów. Efekt? Skóra służy nam kilkadziesiąt lat, towarzyszy nam przez całe życie. Zatem drogi czytelniku nie bądź zdziwiony, że zadbane i konserwowane obuwie za pomocą kremu i pasty z woskiem posłużą Tobie przez 30 lat. Przecież zrobione są ze skóry, naturalnej, cielęcej podobnej do tej na naszych dłoniach.
Zatem podejdźmy do sprawy inwestowania w obuwie czysto analitycznie. Analiza „za” i „przeciw” jest przecież fundamentem każdej decyzji inwestycyjnej – czy kupić taki samochód czy inny? Czy dom czy mieszkanie? Czy zainwestować w mieszkanie w mieście, czy kupić dom tuż pod miastem? A może przenieść się i zainwestować w domek na wsi? W jakie języki obce zainwestować dla dziecka, aby ułatwić mu za 15-20 lat zawodowy start? Czy kupić drewniane meble do kuchni za 50 tysięcy złotych, które posłużą Nam przez 30 lat? A może jednak założyć zmianę trendów i zainwestować 15-20 tysięcy złotych w dobrej jakości patynowane meble w płycie MDF i co 10 lat je zmieniać, kiedy nam po prostu się znudzą wizualnie ?
Poniżej przedstawiam najważniejsze według mnie czynniki przemawiające za zainwestowaniem pieniędzy w kilka par butów szytych metodą pasową tj. Goodyear Welted :
- Zdrowie – dobrze zaimpregnowane obuwie z tego segmentu jest praktycznie nieprzemakalne, bez względu na warunki atmosferyczne i zastosowaną podeszwę tj. skórzaną czy gumową. Obuwie oddycha, nie odparza stopy, utrzymuje jej naturalną florę bakteryjną. Zadałeś sobie kiedyś pytanie, czy czasem nie zostawiłeś 300-500 zł w aptece po wizycie u dermatologa lub u kosmetyczki, aby doprowadzić stopy po przemoczonych butach do równowagi? Zdarza się, że Nasze buty walczą z ciężkimi warunkami atmosferycznymi nawet kilkanaście dni pod rząd. Żadne buty klejone tego nie wytrzymają i po prostu przemokną. I najczęściej po jednym sezonie, maksymalnie dwóch nadają się do wyrzucenia. Są wizualnie bardzo zużyte, mają zapach, którego wewnątrz buta po prostu nie da się na stałe usunąć. A Jeśli wewnętrzna wyściółka jest ze skóry odpadowej a nie licowej, najczęściej zaczyna barwić skarpetki na brązowo – żółty kolor na piętach i palcach.
- Oszczędność pieniędzy – podam na początek bardzo pragmatyczny przykład. Zanim zacząłem inwestować w klasyczne obuwie, kupiłem kiedyś jedną parę butów „oczami” – po prostu spodobały mi się z wierzchu, jeśli chodzi o kolor i fason. No i były na wyprzedaży po 249 zł. Nic tylko brać prawda ? Zakup tych butów kosztował mnie łącznie prawie 500 zł. Dlaczego? Kilka miesięcy wcześniej podjąłem decyzję o zakupie pierwszych kilku par eleganckich męskich skarpet do butów garniturowych. Takich naprawdę dobrej jakości, wysokich pod kolano, świetny skład – bo założyłem, że posłużą mi kilka lat, skoro potraktuje je jako inwestycję, a nie koszt. Niestety złapał mnie w tych butach naprawdę intensywny deszcz. Tego dnia przemieszczałem się komunikacją miejską, więc w pośpiechu zahaczyłem kilka razy krawędzią buta o kałużę. Buty tak bardzo mi się podobały, że po ich wysuszeniu chodziłem w nich dalej. Po tygodniu spadł śnieg, który szybko zamienił się w zalegającą chlapę. Nie było możliwości, aby przejść tzw. suchą nogą. Buty przemoczyłem i ponownie je wysuszyłem. Wysuszyłem w temperaturze pokojowej tak jak zalecał producent, bez żadnych sztucznych źródeł ciepła. Efekt finalny – wszystkie skarpety, które zakładałem do tych właśnie butów miały brązowo – rude plamy na piętach i palcach. Po kilku praniach plamy nie zeszły, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się „rozmazały” na skarpecie. A po kolejnym miesiącu z butów zaczął się wydobywać tak nieprzyjemny zapach, że podjąłem o ich wyrzuceniu. I skarpet też. Podsumowując – gdybym wyrzucił 500 zł do studzienki kanalizacyjnej idąc chodnikiem efekt byłby taki sam. Ja po prostu wyrzuciłem te 500 zł w błoto. 500 zł, na które ciężko pracowałem.
- Wygoda – często podnoszony jest argument, że są to buty nie wygodne i bardzo twarde. Owszem są twarde, ale tylko podczas rozchodzenia szwu pasowego, czyli podeszwy. To on odpowiada za trwałość konstrukcji obuwia klasycznego. I aby buty służyły ich właścicielowi przez długie lata, muszą być wykonane z bardzo trwałych elementów i luksusowych skór. To właśnie doświadczenie osoby mocującej podeszwę do cholewki w obuwniczej manufakturze jest kluczowym czynnikiem trwałości obuwia. Jeśli do tego dodamy systematyczną pielęgnację cholewki i przyszwy za pomocą kremów, past i wosków, oraz reparację podeszwy tj. jej wymianę, buty posłużą nam wiele lat. Moje najstarsze buty uszyte metodą Goodyear Welted właśnie kończą 5 lat. Zanim zrozumiałem potęgę i moc jaka się kryje w tym obuwiu, upłynęły dwa lata. Dopiero po tym okresie kupiłem drugą parę. Do czego zmierzam – przez pierwsze dwa lata chodziłem w tych butach niemalże codziennie (co nie jest zgodne z zasadami ich użytkowania, ale na ten temat poświęcę osobny artykuł). Dzisiaj po pięciu latach użytkowania mam dwie formy przyjemności z posiadania obuwia klastycznego. Pierwsza – kiedy biorę je do ręki i napawam się ich widokiem, starannością wykonania, rodzajem użytej skóry, rodzajem szycia, ich kolorem. Tym jak pierwszy raz go wkładam na stopę, sznuruję i staję w salonie przed lustrem. Druga – kiedy przemierzam w nich kilkanaście godzin dziennie na spotkania z klientami, przemieszczam się autem, pociągiem a cały czas mam wrażenie, jakbym miał na stopach kapcie… Kiedy but uszyty „pasowo” ułoży się pod stopę w podeszwie zawierającej tylko naturalną skórę i miękki, bardzo wygodny w użytkowaniu zmielony korek, a skóra wierzchnia potraktowana kremem i pastą nabierze swej docelowej elastyczności – zrozumiesz drogi Czytelniku co miałem na myśli. Ja już od kilku lat przemierzam w tych butach swoją zawodową drogę. I proszę mi zaufać robię to z wielką przyjemnością.
- Prestiż – niestety w Polsce jeszcze nie przywiązuje się do tego wagi, dodajmy w dzisiejszej Polsce. W XX wieku, w przedwojennej Warszawie, buty były wyznacznikiem prestiżu i statusu społecznego. To po butach można było od razu poznać czy na ulicy mijamy bogatego kupca, właściciela fabryki, czy osobę publiczną związaną z polityką lub sztuką. Dzisiaj jest tak w krajach Europy Zachodniej. Buty klasyczne są domeną polityków, biznesmenów, są wręcz obowiązkiem formalnym wśród dyplomatów i innych osób publicznych. Od dziesięcioleci towarzyszą kolejnym papieżom i wszystkim wysoko postawionym w hierarchii kościelnej dostojnikom w Watykanie. W szwajcarskich bankach i salonach sprzedaży zegarków to obowiązkowy element dress codu, bez którego zamykana jest ścieżka kariery na wiele lat. Świadczą o statusie społecznym i zawodowym ich właściciela/właścicielki. Stanowią jeden z trzech podstawowych wizualnych wyznaczników statusu społecznego. Formalne ubranie, zegarek na ręce i … buty.
Wymiana podeszwy skórzanej to obecnie koszt ok. 400 zł. Drugie tyle wydamy na kosmetyki, pasty i ich zelowanie. Podsumowując – koszt posiadania i użytkowania jednej pary butów w 25 – letnim okresie to na dzisiaj ok. 2 tys. złotych. Więc jeśli rozbijemy tą kwotę na 25 lat ich użytkowania – będzie Nas to kosztowało ok. 80 zł rocznie. I teraz drogi Czytelniku zadaj sobie proste pytanie – jeśli nawet uda Ci się w sklepie nabyć taką chińszczyznę w tej cenie, to czy masz gwarancję, że starczą Ci na rok? Wątpię, prędzej kupisz w sezonie dwie pary i …. koszty zaczynają rosnąć niebotycznie.
Wiele razy słyszałem, że to są koszty dla klienta nie do zaakceptowania. Zastanawiam się tylko dlaczego takie tezy głoszą osoby wydające 3-5 tys. rocznie na ubezpieczenie swojego auta. Auta w którym raz na dwa-trzy lata muszą zmienić rozrząd za kolejne 2-3 tysiące złotych i co trzy lata wydać 2-3 tys. zł na nowy komplet opon. Przecież mogliby nie zmieniać rozrządu i ryzykować awarię silnika, której usunięcie kosztowałoby właściciela 20-30 tys. zł. Wymiana rozrządu w aucie jest tym samym co wymiana podeszwy na nową w kilkunastoletniej parze butów. Weź to Drogi Czytelniku pod rozwagę, zanim zamówisz kolejną parę butów on-line na wyprzedaży za 199,90 zł. Nad wymianą rozrządu w samochodzie, pralki czy telewizora w domu na nowy nie zastanawiasz się – po prostu to robisz. Ja od 5 lat zmieniłem strategię i zacząłem buty traktować jako inwestycje we własne życie, zdrowie i karierę zawodową. A jeśli zdarzy się poważniejsza awaria w aucie i mechanik informuję mnie, że samochód zostaje w warsztacie na kilka dni i należy wracać do biura piechotą, bardzo doceniam fakt, że spaceruję w suchych, wygodnych i bardzo zdrowych butach. A nie w przemokniętych klejonych butach za 150-200 zł. A największy zysk to fakt, że minimalizuję ryzyko niepotrzebnych absencji w pracy. Jeśli prowadzisz firmę, weź do ręki kalkulator i przelicz sobie, ile tracisz poprzez dwie 5-dniowe przerwy chorobowe w okresie zimowym. Stawiam, że 10-dniowa przerwa w podejmowaniu decyzji i wszelkich innych działań związanych z Twoim biznesem, to strata z przedziału 3-10 tyś. złotych. A za taką kwotę można zorganizować kilkudniowy urlop za granicą lub kilka par butów. Więc zgodzisz się ze mną, że zakup klasycznego obuwia za 1 tys. złotych za parę to czysta inwestycja prawda? Ale decyzję o zakupie pierwszych klasycznych butów Drogi Czytelniku musisz podjąć sam.
Dziękuję za poświęcony czas i za przeczytanie całego artykułu.
Wojciech Pertkiewicz
Wrocław 01.07.2020
Rękawiczki męskie
Przeczytałem ostatnio, że wśród mężczyzn zapanowała moda na nienoszenie rękawiczek i to nawet w najsroższe mrozy. Przy czym dotyczy ona właśnie wyłącznie Panów, Panie rozsądnie tej tendencji dają odpór. Co prawda sam tego zjawiska nie odnotowałem, jeśli faktycznie istnieje to przyjmuję to ze zdziwieniem. Przed II wojną światową Polacy kochali rękawiczki. Trend ten zapoczątkowali oficerowie wojsk lądowych, którzy musieli posiadać przynajmniej 2 pary skórzanych rękawiczek brązowe i kremowe. Cywile starali się dotrzymać kroku oficerom więc punktów szyjących ten element odzieży było mnóstwo. I słusznie bo rękawiczki to bardzo ważny element ubioru.
Rękawiczki, tak jak i szalik pełnią powiem rolę podwójną. Po pierwsze chronią przed chłodem, a po drugie stanowią ozdobę, dopełnienie stylizacji. Często strój zimowy bez rękawiczek i szalika wygląda niekompletnie, a z tymi dodatkami nabiera charakteru. Rękawiczki dają możliwość stosowania dodatkowych połączeń kolorystycznych. Wie o tym James Bond, który do klasycznego, trzyczęściowego garnituru nosił skórzane, formalne rękawiczki.
Najlepsze rękawiczki robi się ze skóry jelenia lub daniela, jest ona wytrzymała, elastyczna i względnie miękka. Absolutnym klasykiem są irchowe rękawiczki ze skóry jelenia, które są wytrzymałe a jednocześnie skóra ta jest tak zwarta, że nie wymaga ocieplenia, kiedyś były to ulubione rękawiczki niemal całej eleganckiej Europy.
Wysoko ceniona jest też niezwykle miękka skóra jagnięca, niewiele ustępuje jej skóra koźlęca, mniej miła w dotyku ale za to cienka, wytrzymała i dobrze dopasowująca się do dłoni.
Świńska skóra jest tańsza od wymienionych powyżej i jest wykorzystywana do produkcji rękawic roboczych. Materiał ten ma też zalety, charakteryzuje się wysoką trwałością, elastycznością i dużym, wyraźnym ziarnem. Z tego powodu Brytyjczycy łączą rękawiczki ze świńskiej skóry z tweedami i brogsami.
W okresie przejściowym polecam rękawiczki bez ocieplenia, przy wyższych temperaturach (np. 10-12 stopni) można nosić rękawiczki samochodowe, są one odpowiednie na aurę wiosenną i jesienną. Zimą jednak ocieplenie jest wskazane – raczej cienkie, chyba że ktoś mieszka za kołem podbiegunowym. Idealne ocieplenie jest z kaszmiru, lub owczej wełny. Obydwa te materiały są odporne na wilgoć i wytrzymałe oraz co równie ważne higieniczne.
W eleganckich, formalnych i półformalnych stylizacjach dopuszczalne są wyłącznie rękawiczki skórzane, oczywiście z pięcioma palcami. Rękawiczki z naturalnej skóry zapewniają naszym dłoniom idealną ciepłotę i wygodę. Warto zwrócić uwagę na grubość skóry i jakość przeszyć. Tańsze modele zazwyczaj robione są z odrzutów skórzanych i szyte cienką nicią, co powoduje, że po jednym sezonie są już do wyrzucenia. Porządne rękawiczki to zakup na lata. Jeśli nosimy stylizacje casualowe, a zwłaszcza gdy lubimy nieco bardziej żywe kolory możemy się zdecydowani na rękawiczki z wełny. Nie dają tej wygody co skórzane ale jeśli są zrobione z wysokiej klasy materiału wówczas skutecznie zapewniają dłoniom ciepło, nie hamując jednocześnie właściwej cyrkulacji powietrza. Coraz popularniejsze są rękawiczki częściowo skórzane, a częściowo materiałowe (np. z tweedu). Są one ciekawym dodatkiem do stylizacji półformalnych.
W jaki sposób łączyć rękawiczki z innymi elementami stroju?
Najbardziej klasyczna i bezpieczna zasada mówi, że skórzane rękawiczki powinny być dobrane pod kolor skórzanych butów. W przypadku rękawiczek z wełnianym wierzchem jest to trudniejsze ale również możliwe. W krajach nieco bardziej cywilizowanych niż Polska, gdzie tradycje klasycznej elegancji są ciągle żywe, popularne są buty łączące skórę z tweedem. Dobranie do nich tweedowo-skórzanych rękawiczek byłoby prawdziwą maestrią.
Na dawnych ilustracjach widzimy, że eleganci z XIX i początku XX wieku chętnie nosili jasne rękawiczki z irchy do formalnych strojów, nawet czarnych butów. Uznano je za uniwersalne i nie widzę powodu dla którego nie możemy nawiązywać do tej tradycji. Równie dobrze do strojów formalnych i czarnych butów pasują rękawiczki bordowe i szare, co równie ważne można je sparować także z butami brązowymi.
Z formalnością rękawiczek jest ja z formalnością butów – im mniej zdobień, im delikatniejsze przeszycia tym poziom formalności jest wyższy i ważne jest by nie był on kontrastowy do formalności całości stroju. Generalnie skórzane rękawiczki są dość bezpiecznym wyborem i raczej trudno w tym wypadku o duże faux pas.
Podsumowując: najlepsze rękawiczki to te zrobione ze skóry jelenia lub owczej, zimą ocieplane kaszmirem ewentualnie innym naturalnym materiałem. Rękawiczki dobieramy pod kolor butów, możemy sobie pozwolić na odstępstwa od tej zasady i łączyć bardziej żywe kolory, np. bordowe czy szare rękawiczki z czarnymi lub brązowymi butami. Coraz popularniejsze są rękawiczki skórzano- tweedowe, które odpowiednio dobrane do butów czy tweedowej marynarki będą wyglądały rewelacyjnie. Rękawice wełniane pasują wyłącznie do zestawów typowo casualowych. Rękawiczki samochodowe, z wycięciami są dobre na okres przejściowy, wczesną wiosnę lub późną jesień. Należy wystrzegać się jak ognia wszelkich syntetyków (chyba że mówimy o rękawicach roboczych lub narciarskich).
Czy wysokiej jakości klasyczne buty/ubrania są drogie?
Czasami wchodzimy do sklepu z butami szytymi metodą goodyear welted z pięknej cielęcej skóry, czy swetrami z wełny geelong i myślimy sobie, że to może i wspaniałe rzeczy tylko dlaczego takie drogie? Postanowiliśmy porozmawiać z właścicielami salonów gdzie sprzedawane są ubrania i buty marek premium. Kierowaliśmy się jednak nie znaczkami producenta widniejącymi na produkcie, a rzeczywistą ich jakością, często bowiem znaczek znanego designera nie idzie w parze z jakością produktu. Jak więc sprawa cen wygląda z puntu widzenia sprzedawców?
Poziom wynagrodzeń w naszym kraju rośnie bardzo szybko. Zarabiamy coraz więcej jednak ciągle dużo mniej niż nasi koledzy w Niemczech, Szwecji, Francji czy nawet Portugalii. Jeszcze szybciej niż zarobki rosną ceny, wystarczy przytaczać osławioną już pietruszkę, której cena latem sięgnęła 25 zł za kilo. Cena tego warzywa bowiem miała ekonomiczne uzasadnienie – ponieważ susza w Niemczech spowodowała, że kraj ten importował pietruszkę z Polski to każdy rolnik wolał sprzedawać ją w Niemczech za 5 euro niż w Polsce za 5 złotych. Stąd hurtownie Polskie musiały płacić za to warzywo ceny niemieckie i po takich cenach je sprzedawały. Tak po prostu działa ekonomia.
Często zapominamy, że nasza obecność w Unii Europejskiej to nie tylko swoboda pracy, dotacje i brak granic, to także uczestnictwo we wspólnym rynku gospodarczym ze wszystkim zaletami i wadami tego faktu. Podczas wizyty w supermarkecie w Berlinie uderza fakt, że ceny produktów są takie same jak w jego polskich odpowiednikach. Skoro w Berlinie zapłacimy tyle samo za chleb, pietruszkę czy mercedesa co w Warszawie to logiczne jest, że za buty zapłacimy również podobnie, a zwłaszcza za takie, które zostały wyprodukowane w tymże Berlinie, ewentualnie Hiszpanii czy Włoszech, gdzie szewcy pracują za tamtejsze pensje. Dodatkowo producenci butów wysyłają do salonów, w których buty te są sprzedawane sugestie dotyczące ceny. Niestosowanie się do tych „sugestii” może powodować daleko idące konsekwencje łącznie nawet z zaprzestaniem współpracy jak zdarzyło się to jednemu ze znanych polskich salonów.
Ta sama zasada tyczy marynarek, spodni, swetrów, koszul czy krawatów. Jeżeli są to ubrania z bardzo wysokiej jakości tkanin, świetnie uszyte, często ręcznie, czyli rzeczy najwyższej jakości to muszą kosztować. Skoro nie da się kupić najnowszego bentleya za cenę małego fiata, tak i podobnie nie możemy kupić spodni z wełny Loro Piana za cenę spodenek z poliestru.
Na korzyść wysokiej jakości butów i ubrań przemawia też fakt, że są długowieczne. Buty szyte metodą goodyear welted z dobrej cielęcej skóry kosztują 800-900 złotych. Odpowiednio pielęgnowane posłużą 10-15 lat. Jest to więc wydatek około 70 złotych na rok.
Kolejna sprawa to jakość obsługi. To ogromna wartość dodana dobrych salonów ale też wartość, która ma swój koszt, o czym często się zapomina. Pracownicy w salonach z ekskluzywnymi ubraniami takimi jak np. KlasyczneButy.pl to ludzie o wysokiej kulturze osobistej, władający kilkoma obcymi językami, fachowcy – uczestnicy szkoleń z zakresu obsługi Klienta, warsztatów szewskich, z doboru obuwia oraz dress codu. Dzięki temu są w stanie Klientowi fachowo doradzić w kwestiach rozmiaru i modelu obuwia, pomóc stworzyć kompozycję pasujących do siebie części stroju oraz zapewnić atmosferę ułatwiającą komfortowe i miłe zakupy. Dodatkowo są zobowiązani do przestrzegania firmowego dress codu oraz zasad savoir vivre. Wpływa to na przyjemność robienia zakupów i ogólny poziom zadowolenia z sensownie nabytych butów i ubrań. Gdyby zamiast nich w salonie Klientów obsługiwała sklepowa rodem z kultowego filmu „Miś” Stanisława Barei, na marginesie pisząc ciągle jeszcze zaskakująco częsty widok w wielu polskich sklepach, to wątpimy byście Państwo wówczas chcieli odwiedzać taki salon.
Wydaje nam się, że należy podkreślić wartość doradztwa, które świadczą naprawdę dobre salony. Przy czym mamy na myśli nie tylko samą obsługę w salonie czy poprzez infolinię, o której wspomnieliśmy już powyżej. Sam dobór produktów, ich odkrywanie oraz selekcja jest już czynnością skomplikowaną, wymagającą olbrzymiej wiedzy i zajmującej mnóstwo czasu. Najprościej otwierając salon z ubraniami zamówić znane marki typu Nike, Timberland, Tommy Hilfiger czy nawet Gucci lub Michael Kors. Jednak żeby oferować swoim Klientom produkty najwyższej jakości trzeba czegoś więcej – wiedzy i znajomości branży od podszewki. Nie twierdzimy, że te wymienione przez nas wyżej marki są złe, wręcz przeciwnie, nie mniej jeśli zagłębicie się Państwo w meandry mody odkryjecie, że jest wiele dużo lepszych i wcale niewiele droższych – tyle, że nieznanych szerokiej rzeszy, a dostępnych właśnie w dobrych salonach z klasycznymi ubraniami i butami.
Wchodząc do niemal każdego z salonów sieciowych dostajemy zawrotu głowy, mamy 200 różnych rodzajów koszul, dwa razy tyle garniturów, podobną ilość spodni i dodatków, oraz kilku sprzedawców, zazwyczaj słabo zorientowanych w asortymencie, którzy zawsze mówią, że we wszystkim nam ładnie i wszystko do siebie pasuje. O popełnienie błędu nietrudno, zostajemy wówczas z naręczem rzeczy, których nie nosimy i które do siebie nie pasują. W naprawdę dobrych salonach jest celowo niewiele towarów, wszystkie są jakości bardzo dobrej i wyższej, szyte zazwyczaj w krótkich seriach, a obsługa pomaga je skomponować tak by pasowały idealnie do siebie. To jest usługa, której wartość trudno przecenić.
Wreszcie sam wystrój i położenie salonu. Zazwyczaj z dala od tłocznych galerii handlowych, w miejscach gdzie trafiają tylko naprawdę zainteresowani. Salony są stworzone by zapewnić Klientom maksymalną wygodę, ponieważ sam proces dobierania obuwia i strojów może trwać nawet powyżej godziny, często są to 2-3 godziny.
Wszystkie wymienione wyżej czynniki należy brać pod uwagę przy ocenie czy dany sklep jest „drogi”. Jeśli płacimy, na przykład 600 złotych za klejony but z byle jakiej skóry, sprzedawany w sklepie wielkości boiska piłkarskiego, w którym kłębi się dziki tłum ludzi, a sprzedawca nawet gdyby chciał pomóc w doborze obuwia to nie jest w stanie, ponieważ nie ma na to ani wiedzy, ani czasu to możemy mówić o straszliwej drożyźnie. Jeśli natomiast kupujemy ręcznie szyte buty ze świetnej skóry, w eleganckim salonie gdzie kompetentny sprzedawca poświęca nam godzinę czasu by starannie dopasować obuwie do naszych oczekiwań i naszych stóp to czy nawet 1000 złotych jest dużo? Według nas nie, gdyż wszystkie składniki: produkt, sprzedawca i miejsce sprzedaży uzasadniają cenę. Nie można oczekiwać bowiem wysokiej jakości towaru i kompetentnej obsługi w cenach produktów sieciowych.
Paweł
Do wyboru do koloru
Motoryzacja oczami kobiety często zaczyna się i kończy na doborze koloru auta. Choć bez wątpienia przy jego wyborze nie możemy kierować się wyłącznie wyglądem, bo jak to mówią – nie ocenia się książki po okładce – psychologia koloru może nam pomóc w zdefiniowaniu tego, z jakim kierowcą mamy do czynienia.
Chodź pomaluj mój świat…
Kolor auta wbrew pozorom może mówić wiele o jego właścicielu i choć, jak to w życiu bywa, nie zawsze musimy zgadzać się z każdą naukową teorią, warto się temu zagadnieniu przyjrzeć bliżej. Podobnie, jak w każdym innym obszarze życia, decydując się na konkretny odcień auta, możemy kierować się sercem lub rozumem. Kiedy górę bierze rozum, stawiamy na praktyczny kolor, nie wymagający częstego mycia samochodu, a także taki, który łatwo dobrać w razie ewentualnych zarysowań. Gdyby jednak odłożyć takie problemy na bok i kierować się wyłącznie gustem?
Czerwony jak cegła
Zgodnie z psychologią koloru właścicieli czerwonych aut cechuje skłonność do szaleństwa. Zdecydowanie lubią być zauważani na drodze i nie boją się konkurencji ze strony innych kierowców. Są też odważni i dynamiczni, co niekiedy doprowadza do małych problemów na drodze. Nie są aniołami za kierownicą, bywają bowiem porywczy i agresywni.
Black and white
Decydując się na czarne auto, przejawiamy przywiązanie do klasyki i prestiżu. Mało tego – lubimy zaznaczać swoją pozycję i zasłużone miejsce na drodze. Czerń pasuje do kierowców pewnych siebie i niezależnych. To osoby, które lubią być doceniane przez innych użytkowników dróg, jednak są nieco tajemnicze. Wynika z tego, że mogą przejawiać również inne cechy, które mogą nas zaskoczyć za kółkiem.
Z kolei biel wybierają kierowcy ceniący sobie przestrzeń i swobodę. Są indywidualistami, którzy lubią od czasu do czasu popisać się swoim rajdowym kunsztem. Są też krytyczni wobec innych kierowców.
Dziewczyny lubią brąz
Brąz nie jest zbyt popularnym wyborem, jeśli chodzi o kolor lakieru, jednak jego bogatsza, bo złota wersja pozwala kierowcy wyrazić swoją niezależność. Podobnie jest z resztą ze srebrnymi autami. Kiedy zobaczycie kogoś za kierownicą niebieskiego samochodu, możecie liczyć na jego spokój i opanowanie, zaś odcienie szarości świadczą o dużej ostrożności i możliwości pójscia na kompromis. Bardziej rzucające się na ulicy samochody – fioletowe, żółte, pomarańczowe – pasują do osób lubiących być w centrum zainteresowania, nieobliczalnych za kierownicą łowców przygód. Warto jednak pamiętać, że żaden kolor nie zwiększy naszych umiejętności prowadzenia auta, więc obojętnie, jakim będziemy jechać samochodem, zawsze zachowujmy ostrożność.
Kamila Awłasewicz
Jak buty mogą wpłynąć na los człowieka?
„Raz wybrawszy stale wybierać muszę” – Św. Augustyn
Diabeł tkwi w szczegółach. Kto wie, może nie tylko on? Niezależnie od tego, czy wierzysz w przeznaczenie, czy sądzisz, że losem człowieka kieruje ślepy przypadek, jedno jest pewne – wiele wyborów dokonujesz samodzielnie (a może tylko tak myślisz?). Nie chciałbym wzbudzać dyskusji teologicznej, bo może prowadzić Cię Jezus, Allach lub Budda, być może również kurs dolara lub… potrzeba zjedzenia ciepłego posiłku. Chciałbym zwrócić się ku rzeczom, na które możemy mieć realny wpływ i które według mnie nie powinny być pozostawione ślepemu losowi. A może powinniśmy dać mu się porwać? Już zdradzam, o co chodzi – o naszą prezencję. Mam tu na myśli to, co ludzie widzą przy pierwszym kontakcie, czyli sposób, w jaki jesteśmy ubrani. Niestety dosyć mocno szufladkujemy siebie nawzajem, bo z założenia wiemy, czego się spodziewać po osobie, która jest ubrana w określony sposób. Czy warto wobec tego zadbać o nienagannie wyczyszczone buty? Czy powinniśmy skupić się na ich odpowiednim wyborze i dobraniu do reszty stroju? I jaki to ma wpływ na nasz los? Czy buty mogą decydować o zdrowiu i samopoczuciu?
Doskonałym przykładem na to, że buty mogą być kluczem, jest historia pewnego hochsztaplera międzywojennego, który w całkowicie przypadkowy sposób nie tylko znalazł się na warszawskich salonach, ale również zawiązał silne przyjaźnie i sojusze z ludźmi kultury i polityki. Mowa oczywiście o Nikodemie Dyzmie, postaci wymyślonej przez Kazimierza Dołęgę-Mostowicza. Warto dodać, że jego powieść była wydawana w częściach w niepartyjnym dzienniku „ABC” i wielu bohaterom przypisywano ich odpowiedników w rzeczywistym rządzie posanacyjnym. Wracając jednak do kwestii butów i przypadku, trzeba zaznaczyć jedną ważną rzecz. Jak wszyscy doskonale pamiętamy, Dyzma dostał się na raut Prezesa Rady Ministrów dzięki temu, że przez przypadek znalazł nieimienne zaproszenie. To jednak nie tylko ono było kluczem. Chodziło równie o obowiązujący na przyjęciu strój balowy. Nikodem zanosił się z zamiarem sprzedania fraka i lakierków, które notabene nabył, bo chciał zdobyć pracę jako fordancer, jednak podczas pakowania stroju, z kieszeni fraka wypadła karta z zaproszeniem, którą znalazł wcześniej. Wtedy do głowy przyszła mu krótka myśl człowieka, który żyje z dnia na dzień – bal dobroczynny – ciepłe jedzenie, dużo jedzenia. Gdyby jednak nie miał lakierków i fraka, nigdy nie znalazłby się w Hotelu Europejskim na przyjęciu Prezesa Rady Ministrów. Dyzma nigdy by nie zaistniał i być może pozostałby w nizinach społecznych, skąd pochodził, gdyby nie lakierki i frak.
Chciałbym przy okazji pochylić się odrobinę nad amerykańskim snem i powiedzeniu „od pucybuta do milionera”. Zdawać by się mogło, że jest ono dosyć płaskie i oczywiste, jednak kiedy wejdziemy w rolę takiego pucybuta, możemy przekonać się, że ma on doskonałe stanowisko do obserwacji ludzi, poznawania ciągle nowych osób z różnych środowisk i wyciągania właściwych wniosków. Jak dobrze można poznać człowieka i jego zachowania po wyczyszczeniu 5000 par butów? Z iloma typami ludźmi można rozmawiać i jakie kwestie poruszać? Codziennie o świcie widzieć jak budzi się miasto i jak napływają do niego ludzie. Powiedzenie te może wydawać się groteskowe, ale dla mnie ma rację bytu, ponieważ znając się na ludziach, można doskonale nie tylko nimi zarządzać, ale przede wszystkim z nimi współpracować, a to jest większy klucz do sukcesu niż znalezione przez Dyzmę zaproszenie.
Kiedy myślę o butach w kwestii własnej rodziny i tego jak potoczyły się nasze losy, również dziwię się, jak duży wpływ mogło mieć obuwie. Może nie wydawać się Wam to dziwne, gdy zdradzę, że mój dziadek był szewcem. Ale nie do końca w tym rzecz, choć jest to istotne. Jego ojciec również był szewcem i jego praca… być może uratowała nawet życie jego synowi, a mojemu dziadkowi. Po wybuchu II wojny światowej mój dziadek Zygmunt został osadzony w obozie jenieckim w Brodnicy. Niestety nie znam okoliczności tego wydarzenia, wiem tylko, że miało miejsce, ponieważ znam historię, jak stamtąd udało mu się po niedługim czasie wyjść. Jego tata wykonał dla oficera niemieckiego parę butów na specjalne zamówienie. Nie mam pojęcia czy były to buty wojskowe, czy może nawet damskie, dla małżonki tego oficera (żałuję, że nie zdążyłem o to nigdy dopytać dziadka), ale jedno jest pewne: w tym wypadku miały one niewyobrażalnie ogromną wartość.
Moja babcia z kolei od zawsze była bardzo skromną kobietą. Uwielbiałem słuchać jej opowieści z młodości. Przez dużą część swojego życia zmagała się z haluksami, które nie wiem czemu nazywała często „marcinami”. Któregoś dnia poznałem chyba ich przyczynę. Opowiedziała mi, że kiedy rodzina wysłała ją do szkoły w Olsztynie, kupiła sobie parę butów, która okazała się za mała. Mimo to babcia w nich chodziła, bo nie miała pieniędzy na inne buty, a podejrzewam, że mogła wstydzić się je zwrócić. Jak widać wygodne buty to również zadbanie o swoje zdrowie.
Zawód dziadka miał poniekąd wpływ na mnie. Jego pracownia znajdowała się w piwnicy bloku w którym mieszkaliśmy. Interesanci, a właściwie interesantki przychodziły do naszego mieszkania. Dziadek dużo czasu spędzał w piwnicy przy kopycie, otoczony klejem i narzędziami szewskimi, więc często to ja i rodzeństwo przyjmowaliśmy klientów w domu, bo babcia była zajęta domem. Osiedlowa poczta pantoflowa wiedziała, że może przyjść do nas o każdej porze. Wydaje mi się, że nauczyłem się w ten sposób pewnego obycia z obcymi ludźmi.
Gdy byłem nastolatkiem tak jak wszyscy chciałem mieć oryginalne adidasy. Dopiero będąc dorosłym człowiekiem rozumiem, że było to chyba spowodowane dorastaniem w latach 90. pełnych niedostatecznego nasycenia zachodnimi sprawami takimi jak coca-cola, lego, czy właśnie oryginalna odzież sportowa. W końcu ojciec zgodził się kupić mi i rodzeństwu firmówki. Od tego momentu kupowaliśmy je co roku. Tata zawsze pospieszał nas przy wyborze, czasami przez to decydowałem się na takie, które według niego były w porządku. Byłem czasami chodzącym paradoksem – chodziłem w oryginalnych butach, które wyglądały tragicznie. Zrozumiałem po czasie, jak buty mogą wpłynąć na pewność siebie.
Czy przez buty można wpaść w tarapaty? Pewnie, że tak! Pewnego lata, kiedy byliśmy już na tyle dorośli aby wybrać się na samodzielny wyjazd, wybraliśmy się z kolegą pod namiot. Byliśmy jedynym rozbitym obiektem na całym polu, ale sezon trwał w pełni, o czym przeświadczała nas otwarta nad nami smażalnia ryb. Właściciele codziennie przez cały okres otwarcia puszczali płytę Ich Troje, bo byli wtedy na topie. To było
straszne. Niedaleko było miejsce, w którym wieczorami odbywały się dyskoteki. Którego wieczoru i my się wybraliśmy. O ile kolega miał udany wieczór, bo zapoznał ładną dziewczynę. O tyle ja miałem pecha, przyciągniętego jak magnes przez moje buty nike. W którymś momencie zabawy, gdy zobaczyłem, że kolega się ulotnił, wyszedłem, żeby go odnaleźć. Wtedy właśnie w ciemnej alejce zastąpiła mi drogę grupa chłopaków. Wiedziałem, że pewnie dostanę, co oczywiście potwierdziło się werbalnie ze strony nowych kolegów, ale nie spodziewałem się, że… ukradną mi buty! W momencie w którym wstałem i otrzepałem się z kurzu byłem przerażony. Nie tym, że dostałem lanie, ale faktem, że rzeczywiście nie mam butów. Gdybym nie miał na sobie firmówek, może nawet by mnie przepuścili. Tym jednak sposobem dowiedziałem się, jak to jest być przekonanym o fakcie, że człowiek jest skazany na chodzenie boso. Na szczęście kolega miał zapasowe sandały…
Pamiętam delikatny, przyjemny lęk w dniu, w którym miałem być przedstawiony swoim wszystkim współpracownikom w nowej pracy. Kierowniczka miała oprowadzić mnie z nowo przyjętym kolegą po wszystkich działach i przywitać z każdym z osobna. Tego dnia przed pracą dosyć szybko wstałem, ale i tak wszystko robiłem w pośpiechu. Wyprowadzanie psa zawsze zostawiam sobie na koniec, taki już mam rytuał i tak było w tym wypadku. Gdy tylko odwiesiłem smycz, pożegnałem się z żoną i synkiem i pognałem w kierunku auta. Okazało się, że nie było to rzeczywiście takie straszne i raczej nie byłem spięty. Ludzie okazali się uprzejmi i bardzo otwarci. Poznałem również dyrektorów działu i prezesów firmy. Po powrocie do biurka zorientowałem się jednak, że… mam na sobie stare, zniszczone sportowe buty, które służą mi już tylko i wyłącznie do wyprowadzania psa. Uderzyła mnie nieprzyjemna fala gorąca i zrobiło mi się wstyd. Diabeł tkwi w szczegółach… Zastanawiałem się ile ludzi zwróciło na to uwagę i czy wpłynie to jakoś na naszą relację.
Zdradzę Wam na koniec moje stanowisko odnośnie losu – według mnie nie mamy na niego żadnego wpływu, jednak dziwnym jego zrządzeniem, to my dokonujemy wyborów i decyzji w naszym życiu, pod jego dyktando. Nauczyłem się nie umniejszać wielu kwestii, które dla niektórych wydają się błahe. Być może nie jestem osobą, która pogodzi Stany Zjednoczone z Koreą Północną, znajdzie nic porozumienia między kibicami Realu i Barcelony, ale chcę wierzyć w to, że można zmieniać życie i los, zaczynając od siebie, na przykład od wyboru butów. Świata nie zmienimy, ale buty możemy i jest to nasz świadomy, dobrowolny wybór. Czy buty mogą mieć wobec tego wpływ na nasz los? Jak najbardziej, bo codziennie stajemy przed wieloma wyborami. Również przed takim, jakie buty włożyć kolejnego dnia.
Łukasz Szczygielski