Autor

menEveryday

Przeglądaj

Facet w butach, czyli jak kupować, by horror zmienić w baśń

Na Ziemi żyje ok. 3,8 mld mężczyzn, w Polsce jest to liczba opiewająca na ok. 19 mln. Tak czy inaczej – sporo. Pomimo tak pokaźnej ilości, znalezienie przedstawiciela płci męskiej deklarującego zamiłowanie do zakupów w zasadzie graniczy z cudem. Galerie handlowe zdecydowanie nie są naturalnym środowiskiem występowania męskiego gatunku, a sztuczne zasiedlanie prowadzone przez kobiety nie przynosi najlepszych efektów. Co w takim razie zrobić, by przeżyć zakupowe szaleństwo i, co ważne, wyjść z niego cało?

1. Przygotowanie

Plan. Słowo klucz, które z pewnością wiele ułatwi. Niesprzyjające środowisko wymaga wcześniejszego przygotowania. Idąc w konkretnym celu, zdecydowanie zwiększa się swoje szanse na powodzenie. Wielką zaletą galerii handlowych jest fakt, iż w jednym miejscu skupiają one wiele różnych brandów, jednak chcąc odwiedzić wszystkie sklepy, które w swojej ofercie mają męskie buty, trzeba się liczyć z wielogodzinną wyprawą. A gdyby tak poświęcić 10 min na sprawdzenie poszczególnych marek, zastanowić się, która ma w ofercie interesujące nas modele i ostatecznie zamiast do 15, wejść tylko do 5 sklepów?

2. Plan działania – krok po kroku

Jasnobrązowe, ciemnobrązowe, czarne, wiśniowooberżynowe, skórzane, plastikowe, z zaokrąglonym noskiem, spiczaste, wygodne, miażdżące stopy, ładne, brzydkie, jakieś dziwne… Można by tak w nieskończoność. Ale po co? Wybieranie butów jest łatwiejsze niż można by przypuszczać.

Krok 1. Do czego/ na jaką okazję?
Formalne (elegancki garnitur, ślub przyjaciela): oksfordy
Nieformalne(dżinsy lub spodnie chino, spotkanie ze znajomymi): brogsy, monki

Krok 2. Jaki kolor?
Najbardziej uniwersalne są wszelkie odcienie brązu – od bardzo jasnych po bardzo ciemne, prawie czarne. Tutaj najważniejsze jest „podobamisię”. W codziennych zestawach jest właściwie całkowita dowolność, sztywne zasady wkraczają dopiero przy pełnej elegancji wymagającej czarnych, czasami (w przypadku smokingu) nawet lakierowanych butów.

3. Realizacja

Teraz wiedząc już jakiego typu butów szukamy, wystarczy je tylko znaleźć. Najważniejsze jest dopasowanie. Buty mają być wygodne. Niektóre, szczególnie te klasyczne, wymagają czasu i paru niekomfortowych przechadzek, by dopasować się do stopy właściciela, ale nie zmienia to faktu, że chodzenie nie może sprawiać fizycznego bólu. But powinien dokładnie okalać stopę, trzymać ją w ryzach, ale nie uwierać. Cierpliwość przede wszystkim. Gwarantuję, że zostanie ona wynagrodzona z nawiązką, kiedy każdy kolejny krok będzie naprawdę komfortowy. Niektóre salony (np. klasycznebuty.pl) oferują usługę doradztwa. Polega ona na dokładnym zmierzeniu stopy, określeniu tęgości i wybraniu modelu dopasowanego wręcz na zasadzie drugiej skóry. Niestety w tej kwestii sieciówki przegrywają w przedbiegach.

4. Odwrót

Misja zakończona powodzeniem! Teraz, o ile działania były realizowane w pojedynkę, można już pewnym krokiem udać się w kierunku wyjścia i z sentymentem wspominać udane zakupy. Jest jeszcze niestety druga opcja…

Mężczyno, jeśli poszedłeś do galerii handlowej z kobietą (wielki błąd) chwyć torbę ze swoimi nowymi butami w prawą dłoń, a lewą przygotuj na torby towarzyszki.
Zakupy zakończone, rozpoczyna się polowanie!

Źródła:
http://stat.gov.pl/
https://isi-web.org/

Justyna Horbacz

Student wcale nie studencki

Dresowa bluza, dżinsy, sportowe buty i gotowe. 100% wygody, ale ile w tym stylu? Słowa „stylowy” i „student” na pierwszy rzut oka łączą jedynie dwie pierwsze litery. Nic bardziej mylnego. Pośród labiryntów uczelnianych korytarzy znalazłam wyjątek. Student jak każdy, choć wspomniane korytarze przemierza w niczym innym jak w klasycznych, skórzanych brogsach.

Detektyw Horbacz w akcji

Każdego dnia mijam setki studentów, wymieniam setki spojrzeń i nic wielkiego z tego nie wynika. Tym razem stało się jednak coś wyjątkowego. Przechodziły obok mnie piękne, skórzane, brązowe brogsy, wzorzyste skarpetki, wełniane spodnie i płaszcz w czarno-białą szkocką kratę. Osoby w środku niestety nie zauważyłam. Ten klasycznie piękny zestaw został przeze mnie odprowadzony wzrokiem i zniknął.

Student? Student! Jakim cudem on się tu uchował? Jak czują się te brogsy w tak nieprzyjaznym środowisku pełnym sportowych sneakersów? Gdzie jego bluza? Gdzie przetarte dżinsy?

Poszukiwania zajęły tydzień. Dzięki współpracy z Paniami w szatni udało się pośrednio zidentyfikować zbiega i ostatecznie go zlokalizować.

– Witaj, masz może chwilę?
– Nie, spieszę się.
– To posłuchaj…

Klasyka według Macieja

W stylu klasycznym absolutnie nie ma nic nadzwyczajnego. To rodzaj normalności. Taki charakterystycznie ubrany sposób bycia odzwierciedlający nie tyle cechy charakteru czy osobowość, co po prostu zamiłowanie do estetyki. Pierwsze wrażenie może okazać się zbyt stereotypowym. Dandys? Piękniś? Po prostu dobrze ubrany mężczyzna, który wie, co w modowej trawie piszczy.

„Klasyczne zasady nie są żadnymi z nieba.
Są stworzone, żeby z nich korzystać. Jak matematyka.”

Czy klasyczny wygląd pomaga lub przeszkadza?

Kiedy wkraczasz między wrony, musisz krakać tak jak one. Ale nie zawsze. I tylko do pewnego stopnia. Jeśli jest się ubranym a nie przebranym, dopasowanie się do sytuacji czy towarzystwa przychodzi całkowicie naturalnie również, a może przede wszystkim, w klasycznym wydaniu. Co warte podkreślenia, obecnie mamy do czynienia z nowoczesnym wydaniem klasyki. Staje się ona coraz lżejsza, coraz bardziej casualowa, codzienna, a wręcz zwyczajnie wygodna. Czy klasyczny wygląd pomaga lub przeszkadza? Jest neutralny, choć to taka bardzo pozytywna neutralność.

Czy wygląd dodaje pewności siebie?

„A może wygląd wynika z pewności siebie.”

Jak wypracować swój styl?

Największym błędem popełnianym przez osoby, które dopiero próbują zdefiniować swój styl, które nadal poszukują właściwej ścieżki wizerunkowego rozwoju, jest rzucanie się od razu na głęboką wodę. Potrzeba wiele prób i błędów, sporo cierpliwości i wytrwałości by wypracować konkretny wygląd. Zmiana z dnia na dzień jest możliwa, ale tylko teoretycznie. By naprawdę dobrze czuć się w klasycznych ubraniach, potrzeba czasu. Z jednej strony by zwyczajnie przyzwyczaić się do nowości, z drugiej by dać sobie możliwość wyewoluowania i zmiany nie tylko samego wyglądu, ale też sposobu myślenia.

Jak Maciej opisałby Macieja?

„Człowiek z zasadami, którego jednak zasady nie ograniczają.
Masz zasady, nie łamiesz ich, ale nie dlatego, że nie możesz, ale bo nie chcesz.”

 

Spotkany. Zgubiony. Odnaleziony. Wykorzystany (wyłącznie w celach naukowych). A wszystko po to, by pokazać kolejny sposób myślenia o klasyce, by zainteresować nią niezainteresowanych, ale przede wszystkim zachęcać do nowego spojrzenia na siebie, cokolwiek miałoby to ostatecznie oznaczać.

Justyna Horbacz

Joanna (EGO)

Jestem kobietą a co za tym idzie, od zawsze zwracałam uwagę na dobrze ubranych mężczyzn. Pewnego dnia postanowiłam dowiedzieć się, jakie są zasady męskiej mody … a potem był już tylko niewielki krok abym mogła stosować te zasady w praktyce. Pracuję zawodowo w branży odzieżowej, używając staromodnego określenia w konfekcji męskiej. Na co dzień podpowiadam tzw. brzydszej połowie ludzkości, jak to zrobić aby po prostu dobrze wyglądać, bez silenia się na ekstrawagancję i podążania za modnymi, często jednosezonowymi trendami. Klasyka to jest to ! 

Lubię męską biżuterię czyli zegarki. Klasycznie ubrany mężczyzna nie może obejść się bez dobrego (odpowiednio dobranego) zegarka.

Powszechnie uważa się, że zdaniem kobiet im bardziej zegarek się błyszczy tym jest lepszy, chcę przełamać tenstereotyp … wiecie już dlaczego postanowiłam pisać o zegarkach na forum skierowanym do mężczyzn.

Będą to jednak teksty o czasomierzach okiem blondynki, próżno w nich szukać informacji o skomplikowanych mechanizmach i innych technicznych szczegółów.

Przedstawię za to subiektywny opis modeli wybranych marek i klasycznego zegarkowego designu.

Pozdrawiam zegarkomaniaków,

Joanna Kendziorska

Skarpetki w nowej odsłonie

W kontekście Polaków temat skarpet zdaje się być wręcz nieśmiertelnym. Połączenie ich (najlepiej białych, bawełnianych) z sandałami, stało się niechlubnym znakiem rozpoznawczym naszych rodaków na wakacjach.  W myśl zasad klasycznych (i wszystkich innych) taki zestaw jest po prostu niedopuszczalny, ale… Klasyczne zasady, jak się okazuje, są zwyczajnie nudne. Nie ma jednak powodów do obaw – odważni eleganci wypowiedzieli już wojnę skarpetkowemu zastaniu i melancholii. Groszki, paski, romby, tłoczenia, odważne kolory i wzory, a wszystko by nie zginąć w tłumie i zaprzeczyć przykrym (choć jak prawdziwym) stereotypom.

Klasyczne zasady doboru skarpet

Ogólnie przyjęto dwie sztandarowe zasady doboru skarpet

  1. Dobrane do spodni; kolor taki sam jak spodni lub nieco ciemniejszy
  2. Dobrane do butów; tak ciemne jak buty, ale niekontrastowe do spodni

Obie są oczywiście poprawne oraz równoważne. W większości zestawów lepiej sprawdzi się jednak pierwsza zasada. Bardzo zbliżony kolor skarpetek i spodni spowoduje optyczne wydłużenie linii nóg, a w rezultacie wysmuklenie sylwetki.

Kolejną istotną kwestią jest długość skarpet. Bezdyskusyjnie muszą one być tak długie, by nawet w pozycji siedzącej nie odsłaniały choć fragmentu łydki. Już kupując spodnie warto zwrócić uwagę na to, jak wysoko unosi się nogawka, by później uniknąć zdziwienia, kiedy siadając, naprawdę długie skarpety okażą się jednak zbyt krótkie.

Skarpetki w nowej odsłonie

Zupełnie nowa odsłona, czyli dosłowne odsłonięcie skarpet w niespotykany dotąd sposób. Jeszcze do niedawna skrupulatnie chowane, zakrywane i przysłaniane, a teraz? Zdecydowanie można mówić o rewolucji w podejściu do tego tematu, bo nie dość, że skarpetki ujrzały światło dzienne w całej swojej okazałości, to jeszcze zrobiły to z prawdziwym przytupem. Biorąc pod uwagę modne, krzykliwe wzory, nic w tym dziwnego – po co pokazywać zwyczajne, neutralne, szare czy czarne. Każdy takie ma. Kiedy jednak mowa o pasiastych, żółto-czerwonych w niebieskie groszki, zdecydowanie jest się czym pochwalić.

Nowoczesna klasyka

W ofercie „skarpetkowych sklepów” znaleźć można setki, a nawet tysiące propozycji, dzięki czemu naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Klasyka w nowoczesnym wydaniu to przede wszystkim wszelkiego rodzaju wzory tłoczone. Są one zwykle bardzo subtelne i jedynie w nieznacznym stopniu urozmaicają wygląd skarpetek wprowadzając trójwymiarową fakturę. Świetnie sprawdzą się w strojach o średnim stopniu formalności. W całym gąszczu skarpetkowych wariacji, dobierając parę do zestawów bardzo formalnych, warto pozostać przy gładkiej, jednokolorowej dzianinie.

Nowoczesna nowoczesność

Całkowita dowolność zbiegająca wręcz do szaleństwa. Trudno mówić tu o jakichkolwiek zasadach, bo polegają one przede wszystkim na łamaniu zasad. W nowoczesnym ujęciu skarpetki mają zwracać uwagę, być integralną częścią całego wizerunku lub nawet stanowić główny punkt przykuwający uwagę obserwatora. Istotne jednak by skoncentrować się przede wszystkim na tym, jak prezentuje się cały zestaw, a nie same skarpetki.  Dążymy przecież nie do spełnienia określonych zasad czy ich złamania, a do wypracowania spójnego, wyjątkowego wizerunku.

Bardziej odważnie lub mniej, formalnie czy całkowicie casualowo, bez względu na wszystko, warto poświęcić skarpetkom nieco więcej uwagi. Decydując się na wybieranie ich w mrokach poranka nie tylko ryzykujemy wyciągnięcie dwóch nie do pary, ale też zepsucie całokształtu skrupulatnie dobieranego stroju.

Justyna Horbacz

Roberto Ugolini – florencki synonim klasyki w najlepszym wydaniu

Co decyduje o byciu postrzeganym jako mężczyzna modny, ubrany z klasą? Nie oceniaj książki po okładce, jednak właśnie okładka okazuje się być w tej kwestii najistotniejsza. U jej podstaw znajduje się nic innego jak buty. Najlepiej wykonane ręcznie, skórzane, klasyczne, a jednocześnie niebanalne i wyjątkowe. Gdzie takie znaleźć? Florencka pracownia Roberto Ugolini’ego to miejsce, które z pewnością sprosta oczekiwaniom.

Florencja stolicą mody męskiej

Florencja jako stolica Toskanii i jedno z najpiękniejszych włoskich miast dwa razy do roku – zimą oraz wiosną, staje się również światową stolicą mody męskiej. Pośród wąskich uliczek i zabytkowych budowli, w forcie Fortezza da Basso odbywa się prawdziwe święto – Pitti Uomo.

Pitti Uomo, a właściwie Pitti Immagine Uomo to największe na świecie i jednocześnie najbardziej znaczące targi mody męskiej. Zjeżdżają na nie handlarze, pasjonaci oraz blogerzy z całego świata by z jednej strony prowadzić interesy, a z drugiej poszukać inspiracji, poznać nowych ludzi i spędzić czas w gronie naprawdę świetnie ubranych. Warto jednak wyjść poza mury fortu i poszukać pracowni włoskich mistrzów krawiectwa czy szewstwa.

Klasyczne buty od Ugolini’ego

W samym sercu Florencji znaleźć można niewielką pracownię, która na pierwszy rzut oka zdaje się być aż nader niepozorna. Pierwsze, błędne wrażenie, znika jednak zaraz po przekroczeniu progu. 20 lat temu Roberto Ugolini stworzył miejsce, które śmiało nazwać można obuwniczym rajem i które zdecydowanie nie zostało nadgryzione zębem czasu. Zaczynał jako szewc naprawiający buty, jednak od 1995 skupił się już głównie na szyciu butów na miarę.

Pomieszczenie o powierzchni około 15 metrów kwadratowych mieści zdecydowanie więcej niż to teoretycznie możliwe. Wzdłuż ścian znajdują się półki oraz szafki mieszczące zarówno buty, prawidła, produkty do ich pielęgnacji, jak i wszelkie narzędzia służące do ręcznej produkcji obuwia. Każda z par opuszczających pracownię została stworzona z ogromną dbałością o każdy szczegół na jednym z zaledwie trzech stanowisk.

Ugolini nie ogranicza się do samodzielnej pracy czy nawet stałego zespołu pracowników. Spod jego skrzydeł wyszło wielu znakomitych szewców, którzy zaczynali jako uczniowie mistrza, a ostatecznie założyli własne firmy i tym samym pozwalają na rozwój włoskiego szewstwa. Rocznie wytwarza się tu około stu par. Biorąc pod uwagę jakość wykonania, cały wieloetapowy proces oraz fakt, że nie powstają choćby dwie takie same pary, to naprawdę niezły wynik.

Ugolini tworzy buty dla ludzi na całym świecie. Co ciekawe, jego głównymi klientami nie są wcale Włosi a Japończycy. Zamawiając swoją parę we florenckiej pracowni trzeba się liczyć z wydatkiem minimum 1500 Euro, co najmniej jedną wizytą na przymiarki oraz rocznym czasem oczekiwania. Czy drogo? Drogo. Czy długo? Bardzo długo. Czy warto? Warto zdecydowanie.


Rozmowa z uczniem

Podczas wizyty w pracowni mistrza udało się zamienić kilka zdań z jego uczniem i jednocześnie imiennikiem – Roberto di Monte. Di Monte zaczynał jako praktykant, obecnie jest już pracownikiem, a współpraca trwa od ponad 5 lat. Co warto nadmienić, jak sam mówił, Ugolini jest naprawdę świetnym nauczycielem. Dobrze wróży to na przyszłość – kolejne pokolenia doskonale wyszkolonych szewców to gwarancja utrzymania pięknej i jakże znaczącej tradycji włoskiego szewstwa.

Roberto Ugolini jest jednym z wielu, ale na pewno nie jest taki jak wielu. Buty tworzone w jego pracowni przetrwają długie lata i zapewnią niezliczoną ilość klasycznie pięknych kroków.

Justyna Horbacz

Skarpety wełniane

Tworzenie wizerunku zewnętrznego to kompromis pomiędzy wygodą i swobodą a elegancją i dostosowaniem się do kontekstu, w którym przebywamy. Często przygotowując swój wizerunek, korzystamy z indywidualnie wypracowanych schematów nie pozwalając sobie na krok więcej, bo boimy się nieznanego – nawet jeśli to skarpety.

Co w składzie mają skarpetki?

Zdecydowanie skarpetki są tym elementem garderoby, którego przedstawiać nikomu nie trzeba. Gładkie, eleganckie do garnituru lub odważniejsze, kolorowe i wzorzyste do mniej formalnych stylizacji. Skarpetki towarzyszą nam przez większość roku, jednak traktujemy je często po macoszemu. Mimo, że zmienia się to ewidentnie w zakresie kolorystyki i wzornictwa, nadal boimy się nowych materiałów. Zaryzykuję stwierdzenie, że 98%-99% skarpet na rynku to bawełna z niewielką domieszką materiału uelastyczniającego. A ten status quo można przełamać…
Bo nie tylko z bawełną naszym stopom jest po drodze. Równie dobrze znanym materiałem jest wełna, która towarzyszy nam od tysięcy lat w milczeniu dając komfort przez cały ten czas.

Dlaczego skarpetki z wełny?

Dlaczego jednak wełna nie jest tak popularnym materiałem na skarpetki – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze – skarpetki wełniane, jako wyższa półka, są w większości przypadków droższe od produktów bawełnianych. Jednak wełna zdecydowanie przewyższa jakościowo bawełnę w kilku zasadniczych kwestiach:
1. Wełna dużo lepiej radzi sobie z „zarządzaniem” wilgocią oraz wentylacją, dzięki czemu nawet gdy się przegrzewamy nie odczuwamy tego tak dotkliwie.
2. Wełna lepiej zachowuje kolor, więc tkanina dłużej zachowuje swój charakter.
3. Wełna jest cieplejsza – co szczególnie w okresie zimowym jest dla komfortu bardzo ważne, gdy zamiast ciężkich zimowych butów chcemy lub musimy wybrać półbuty.
4. Nawet jeśli nie mamy do czynienia z pasjonatem elegancji wełna zawsze dodaje nam charakteru i podnosi jakość stylizacji (nawet w tak drobnych elementach).
Dlatego właśnie zakochałem się w dużo wygodniejszych skarpetach z wełny merynosa. Niesamowity komfort, z którym ciężko się spotkać przy bawełnie. Dodatkowym atutem jest opcja znalezienia ich w rozmiarze getrów. Dłuższe od skarpetek garniturowych, zamiast się zsuwać, genialnie trzymają się na łydce dodatkowo ją grzejąc. Zazwyczaj skarpetki garniturowe kończą się poniżej najszerszego punktu łydki co w połączeniu z grawitacją może mieć tylko jeden skutek.

Czy warto spróbować – absolutnie tak. Czy będziesz żałować – sprawdź sam, w mojej garderobie na pewno już takiego produktu nie zabraknie.

Łukasz Dusza

Eleganckie kalosze

Pomimo że obuwie mogące nosić miano przodka znanych nam obecnie kaloszy, ówcześnie zarezerwowane było wyłącznie dla arystokracji, kalosze XXI wieku zdecydowanie nie są kojarzone z elegancją. Prosta, gumowa konstrukcja nastawiona jest przede wszystkim na względy praktyczne, spychając kwestię stylu na drugi, a może nawet trzeci plan. Jak w takim razie stylowo pokonywać kałuże w deszczowe dni? Odpowiedzią są eleganckie kalosze.

Historia kaloszy

W Europie pierwsze prace nad stworzeniem butów ochronnych (prototypu dzisiejszych kaloszy) zostały podjęte na początku XV wieku. Wtedy to pojawiła się moda na chaussures semellees
(z francuskiego obuwie z podeszwą/zelówką), które doskonale współgrały z patynkami. Był to rodzaj dodatkowych butów zakładanych na buty patynki. Mocowano je skórzanymi paskami z czarnej skóry przybitymi do sztywnej podeszwy. Zyskały na tyle dużą popularność, że zakładano je zarówno na uroczyste wyjścia, do eleganckich strojów, jak i na co dzień – do chodzenia po zabłoconych ulicach.

Prawdziwie rewolucyjny był jednak wiek XIX. Najpierw pierwszy Książę Wellington Artur Wellesey zlecił swojemu szewcowi Hoby’iemu stworzenie butów uniwersalnych, funkcjonalnych, o opływowym kształcie i niskim obcasie z cielęcej skóry, a już niecałe 50 lat później za sprawą Hiriam’a Hutchinson’a i Charles’a Goodyear’a oraz odkrycia sposobu wulkanizacji kauczuku zaczęto produkcję butów z gumy.
Pierwsze kalosze, w znanej nam do dzisiaj formie, powstały w 1853 roku we Francji, w firmie A l’Aigle, którą otworzył właśnie Hutchinson.

Dla kogo kalosze?

Pierwszymi w historii szczęśliwcami mogącymi cieszyć się z „obuwia ochronnego” byli przedstawiciele arystokracji, szlachty, ludzie wysoko urodzeni oraz o znaczącym statusie społecznym. Na przestrzeni wieków sytuacja ta uległa jednak ogromnym zmianom. W miarę rozwoju technologicznego, odkrywania coraz doskonalszych, trwalszych i bardziej funkcjonalnych materiałów, produkt ekskluzywny, niszowy stał się ogólnodostępny i tani. W pewnym momencie już każdy mógł sobie pozwolić na parę gumowych butów. Wystarczyło 300 lat, żeby kalosze z pałacowych komnat trafiły na pola.

Francja elegancja czy „faszyn from Raszyn”?

Od kilku sezonów zdecydowanie obserwuje się prawdziwy „kaloszowy renesans”. Kalosze noszą wszyscy i wszędzie. Znaleźć je można zarówno na błotnistych chodnikach jak i wybiegach największych projektantów. W ocenie wielu są odpowiednie zarówno na spacer, wypad za miasto, spotkanie z przyjaciółmi czy do pracy. W kanonach klasycznego stylu stanowi to jednak poważne uchybienie.

Kalosze zyskały na popularności szczególnie po II wojnie światowej, kiedy odzież, do tej pory typowo wojskowa, „wychodziła z okopów”. Ludzie chętnie nosili rzeczy praktyczne, wytrzymałe i uniwersalne – skoro sprawdziły się podczas walk, z pewnością doskonale spełnią swoją rolę również na ulicach. W ten sposób popularność zyskały militarne płaszcze (ang. british warm), trencz, budrysówka, bosmanka, legendarna kurtka M-65 czy właśnie kalosze.

Dzięki nieograniczonej ilości barwnych kombinacji, udoskonaleń, udziwnień i wszelkiego rodzaju modyfikacji każdy może znaleźć model w ulubionym kolorze, odzwierciedlający pozytywne lub negatywne nastawienie do świata, gwarantujący wyróżnianie się w tłumie oraz komfort i ochronę przed wilgocią. Nawet miłośnicy klasycznej elegancji…

Eleganckie kalosze

Z myślą o osobach, które w sezonie jesienno-zimowym nie chcą rezygnować z butów na skórzanej podeszwie stworzono tzw. niskie kalosze. Odwołując do historii, zdecydowanie jest to powrót do korzeni. Dlaczego? W XV wieku na patynki nakładano chaussures semellees, w XXI wieku na klasyczne obuwie nakłada się gumowe lub silikonowe nakładki. Cel od wieków pozostaje ten sam – chronić przed brudem, wodą, błotem i zniszczeniem. Dzięki takiemu rozwiązaniu nawet w czasie pory deszczowej można zadawać szyku skórzaną klasyką.

Kalosze znane są ludziom nie od dziś, ale na przestrzeni wieków poddawane były niezliczonym udoskonaleniom, by ostatecznie w pełni spełniać zarówno wymogi czysto praktyczne – chronić stopy i buty(!) oraz estetyczne stając się stałym elementem krajobrazu w deszczu.

Justyna Horbacz

Koszule i dodatki

Podstawowa garderoba biznesowa
Koszule i dodatki

Skoro mamy już garnitury i buty, czas uzupełnić strój o to, co zostało: koszulę, krawat i dodatki.

Zupełną podstawą są koszule białe i błękitne – dopasują się jak kameleon do każdego zestawu. Dlatego warto mieć ich po kilka sztuk i traktować jako punkt wyjścia do ewentualnych dalszych eksperymentów.

Trzymałbym się jednak tych kolorów, dołączając ewentualnie delikatny, rozbielony mocno róż, nawet jeśli decydujesz się na wzorzyste koszule. Dobrym pomysłem będą niebieskie paski i prążki, ewentualnie niskokontrastowa kratka księcia Walii na błękitnym tle albo jasnoniebieska kratka Vichy. Z czasem można dodawać nieco śmielsze kolory – te wzory (z wyjątkiem księcia Walii) zaprojektowane są tak, że pola kolorowe występują naprzemiennie z białymi, więc nie dominują i nie przytłaczają.

Najpowszechniejszą tkaniną koszulową jest popelina, ale ja nie przepadam za tym materiałem. Zwykle łatwo się gniecie, jest cienki, a przy tym ciasno tkany, więc słabo oddycha. Na chłodniejsze pół roku preferuję mięsisty twill – charakteryzuje się on fakturą w skośny pasek. Na lato – lekki i delikany wariant oxfordu, czyli royal oxford. Jest bardzo przewiewny ze względu na otwarty splot, a jednocześnie dość gładki i formalny, by pasować do garnituru.

Do biznesowych garniturów dobrze sprawią się koszule ze sztywniejszym kołnierzykiem o wyłogach rozstawionych średnio szeroko i szeroko. Mankiet na guzik to najbardziej dyskretne rozwiązanie, ale jeśli chcesz czegoś nieco bardziej eleganckiego, mankiet na spinkę bardzo lubi się z garniturem.

Unikałbym noszenia garnituru bez krawata. To bardzo powszechne – nieraz obserwuję grupki młodych mężczyzn w kiepsko dopasowanych granatowych garniturach, w schodzonych czarnych butach na nogach, i białych, rozpiętych pod szyją koszulach. To uniform ludzi, którzy muszą nosić garnitur, ale bardzo tego nie lubią – niekoniecznie wizerunek, do jakiego warto dążyć.

Co zaś tyczy się krawatów – klasyką jest jedwab. Ale wariacji na jego temat jest mnóstwo. Gładka, lśniąca satyna jest raczej nudna. Sam jestem wielkim fanem dwóch rodzajów jedwabnych krawatów: grenadyny i jedwabiu drukowanego. Ten pierwszy rodzaj to materiał tkany w bardzo specyficzny sposób, który nadaje mu ciekawej, trójwymariowej faktury. Nie jest przez to tak nudny i nijaki, ale jednocześnie pozostaje subtelny i nienarzucający się. Jedwab drukowany z kolei potrafi zachwycić drobnymi geometrycznymi wzorami i zestawieniami kolorów. Dzięki niemu można wprowadzić do stroju barwy, które gdziekolwiek indziej byłyby zbyt krzykliwe, ale tu stanowią jedynie jeden z elementów przemyślanej, estetycznej kompozycji.

W kieszonkę piersiową marynarki włożyć można – choć nie jest to konieczne – poszetkę. Biała lniana poszetka to bezdyskusyjna klasyka, i podobnie jak biała koszula, pasować będzie zawsze i wszędzie. Tu jednak także można pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, bo widać zwykle będzie jedynie niewielki jej kawałek. Unikałbym obsesyjnego układania poszetki w wymyślne kształty i trzymał się albo tak zwanego TV folda (z kieszonki wystaje wtedy jedynie wąski prostokąt), albo nonszalancko wepchnął ją do kieszonki, zwracając uwagę jedynie, by nie wystawała nadmiernie.

Pozostałe dodatki w najbardziej konserwatywnym wydaniu, to zegarek, spinki do mankietów i ewentualnie obrączka. Zegarki to temat-rzeka, który ciężko poruszyć w zaledwie kilku słowach, rozpocznę i zakończę więc stwierdzeniem, że zegarki garniturowe nazywają się tak z pewnego konkretnego i nietrudnego do odgadnięcia powodu. Spinki do mankietów także najlepiej, by były subtelne; różne “zabawne” spinki często są garniturowym ekwiwalentem tiszertu z niewyszukanym dowcipem na piersi i sugerowałbym raczej pozostawienie ich w domu. Coraz większą popularność zyskują wpinki do butonierki, czy to w postaci filcowych kwiatków, czy też złotych lub srebrnych łańcuszków. Potrafią wyglądać estetycznie, ale mnie zawsze wydawało się, że krawat, poszetka i wpinka do butonierki to trochę za dużo na raz. Można spróbować wpiąć coś ładnego w klapę, ale zamiast tego zrezygnować z poszetki.

To wszystko są oczywiście rady bardzo podstawowe i, co za tym idzie, bardzo zachowawcze. Poczucie własnego stylu wyrabia się w człowieku z czasem i doświadczeniem; nie da się go zastąpić poradnikiem przeczytanym w internecie. Więcej, eleganckie ubieranie się to umiejętność jak każda inna i nie sposób w początkach swojej drogi ustrzec się od błędów. Po prostu trudniej je popełnić, będąc bardziej zachowawczym i podążając za klasycznymi, wytyczonymi kanonami. Nie pozwól jednak, by cię one ograniczały, jeśli czujesz się w temacie już dostatecznie swobodnie.

Każdy mężczyzna wygląda w garniturze lepiej, jeśli się w nim dobrze czuje.

Szymon Jeziorko

Szelki

Szelki spełniają tę samą rolę co pasek – mają podtrzymywać spodnie na odpowiedniej wysokości. Wiadomo jednak, że to właśnie szelki sprawdzają się w tej roli zdecydowanie lepiej. Wybranie paska wiąże się z ryzykiem, że spodnie, bez względu na wysokość stanu, i tak „zjadą” na biodra. Jeśli chcemy mieć nogawki zawsze na właściwej wysokości, warto rozważyć noszenie szelek.

Konstrukcja szelek

Szelki mają prostą konstrukcję – uchwyty na guziki, przeważnie dwa z przodu i jeden z tyłu oraz paski. Taka budowa sprawia, że spodnie nimi podwieszone opierają się na ramionach. Paski mogą być wykonane w całości z elastycznej gumy lub też z materiału nieelastycznego (np. jedwabiu, boxcloth). Najpopularniejsze są szelki w kształcie litery Y, czyli posiadające jeden pasek z tyłu, ale występują także w kształcie litery X. Występują dwa rodzaje zapięcia – na guziki lub na żabki. Pierwszy rodzaj uznaje się za zdecydowanie bardziej stylowy, ale również praktyczny – żabki mogą zostawić trwały ślad na spodniach tym samym je niszcząc.

Jak nosić szelki?

Według klasycznych zasad szelki nie powinny być eksponowane. Tak samo jak koszule, jeszcze przed wojną, postrzegane były jako bielizna. W obecnych czasach zasada ta nie ma już takiego znaczenia. Skoro nie szokuje nikogo z nas widok koszuli bez marynarki to dlaczego mają szokować szelki? Oczywiście podczas formalnych okazji powinniśmy mieć zasady na uwadze i nie paradować bez marynarki – w odkrytych szelkach. Co ważne! Nigdy nie nosimy szelek i paska jednocześnie. Albo jedno albo drugie.