Gdzie są Polskie Gwiazdki? Czy nie dziwi was, że tak dużo mówi się i czyta o tym jaką to mamy wspaniałą Polską kuchnie. Jak nasza gastronomia jest w stanie rozkwitu, wszystkie gwiady i gwazdeczki telewizji opisują z euforią na ustach swoje boskie doznanie z restauracji o których mówi się głośno w świecie gastonomi. Tak naprawdę każdy kto ma wspólny pierwiastek z gastronomią jest w stanie rozpoznać takie nazwiska jak Sowa, Deker, Oszczyk, Scheller, Okrasa,…. i co, a no nic. W 40 milionowym kraju mam dwie jednogwiazdkowe restauracje, czyżby Polska nie zasługiwała na owe, a może nasi mistrzowie nie są na tyle wspaniali. Może też nie chcą odznaczeń bo wiąże się to z odpowiedzialnością, odpowiedzialnością za pryzmat przez który będzie patrzeć na nas Europa oceniając Polską Gastronomię. A może przewodnik Gault&Millau jest lepszym rozwiązaniem bo dla niego w Polsce jest więcej niż dwa Miasta. (Warszawa i Kraków są jedynymi miastami ocenianymi przez przewodnik Michellin)
Wydaje mi się, że nie jest jednak tak kolorowo na palecie kuchni polskiej, bo cóż mamy do zaoferowania. Największą popularnością cieszą sie kuchnie włoskie, gdzie nasz klimat i dostępne składniki sprawiają, że przynoszą nam tylko mały procent doznań, które znamy z wypraw na południe, pizzerie i kebabownie z Mcdonald’sem na czele i innymi fast foodami, wpajające pojęcie „jedzenie” pod postacią, której na zachodzie obywatele już dawno zaczęli unikać i stały się symbolem młodzieży, lenistwa, bądź słabej sytuacji finansowej. A u nas… taniej jest zrobić burgera w domu niż zamówić big mac’a pod arkadami McDonald’sa, a mimo wszystko odwiedziny z rodziną w takiej samoobsługowej restauracji to prestiż, a powinien być wstyd. Tak więc to społeczeństwo ma i będzie miało duży wpływ na to czy pojawią się gwiazdy na niebie gastronomi w Polsce, bo to ich obecność w restauracjach spowoduje selekcję naturalną i cenową rynku gastronomicznego.
Restauracje nie są dużo droższe od fast foodów dużych korporacji, a ich ceny są w dużym stopniu zależne od ruchu w restauracji. Jeżeli nie ma wielu klientów restaurator nie może zejść poniżej ceny którą wskaże mu 30% food cost bo inaczej nie będzie miał pieniędzy by zrekompesować straty nie sprzedanego towaru, pokryć kosztów pracowniczych i podatków, a przez to właśnie klienci nie przychodzą do restauracji bo jest drożej i błędne koło się zamyka. A jednak mam takie uczucie, że gdzieś w Polsce jest restauracja, której właściciel nie zważa na koszty bo liczy się tylko jakość i prestiż. Była by to idealna okazja na odznaczenie, jeśli tylko nie zechce jej prowadzić sam, i mówić szefowi kuchni co ma podawać a managerowi jak obsługiwać. Chociaż i tych fachowców też nie pozostało w Polsce zbyt wielu i nie wielu wróciło z zachodnim doświadczeniem.
Coraz więcej Szefów kuchni stosuje najnowsze techniki kulinarne nieodbiegające od standardów światowych, zadziwiając swych gości tym co znajdują na talerzu. Kolory, smaki, składniki, tekstury…. to wszytko przestało stawiać jakiekolwiek ograniczenia Polskim Kucharzom, teraz pora na odzyskanie gości którzy przyjdą i z wielką chęcia powrócą zabierając znajomych, aby tym razem podzieli się dobrą nowiną „ Musicie spróbować bo słowa nie są w stanie tego opisać”. Zachęcam wszystkich czytelników, nie bójmy się próbować, chodzić do restauracji i nie zrażajmy się po pierwszej nieudanej wizycie, z pomocą przychodzą nam różne czasopisma i portale internetowe, które wskażą nam drogę którą mamy iść lub choćby jej początek. Myśle że razem możemy zdobyć kolejne gwiazdki Michellin w Polsce ale musimy zrobić to wspólnie.